DYLETANCI - In vino veritas

Podczas jesiennej edycji festiwalu Restaurant Week nie mogliśmy pokusić się o wizytę w innym miejscu niż w jednej z najmodniejszych restauracji zeszłego roku – Dyletantach. Wiele wcześniejszych recenzji dało nam do zrozumienia, że nazwa jest bardzo przekorna, bo na gotowaniu znają się tu jak mało kto. Ale czy kuchnia plasująca się gdzieś między fine dining a francuskim bistro podołała zadaniu satysfakcjonującego nakarmienia gości za 49 zł?
Informacje na temat samej akcji Restaurant Week znajdziecie TUTAJ, a my spróbujemy odpowiedzieć sobie na to pytanie poniższą recenzją.




Logo Dyletantów przedstawiające zatroskanego szympansa ubranego w elegancki garnitur wskazywać może na miejsce „z przymrużeniem oka”, jednak i tu przekorności nie zabrakło – wnętrza mogą uchodzić raczej za eleganckie, przenoszące myślami do francuskiego bistro lub winiarni, pełne kieliszków, butelek i klimatycznego oświetlenia. Od razu widać, że Dyletanci wielbią wino, a kuchnia jest tu jego dopełnieniem.



Dodatkowo poza menu festiwalowym dostajemy na początek czekadełko w postaci tradycyjnie chleba (w dwóch rodzajach) i masła. Chleb jest przyjemnie chrupki i smaczny, ale ciekawa jestem jak to widzą obcokrajowcy, gdy w niemal każdej lepszej restauracji na początek posiłku dostają chleb z masłem. Oczywiście Polska może poszczycić się wyśmienitym pieczywem, pytanie tylko czy podawanie go w tak wielu miejscach przed kolacją jest aby na pewno dobrym pomysłem. Wyśmienitym pomysłem tej edycji RW był za to drink na bazie Martini Bianco i toniku Kinley, sprezentowany gościom od jednego z głównych sponsorów.


Gdy dostajemy pierwszy posiłek rozumiemy już, że pieczywo miało napełnić nam żołądki przed skąpą w ilości przystawką. Czyli tym razem fine dining. Zwracam jednak uwagę, że moje narzekanie na wielkość porcji bierze się również z faktu, że przystawka była po prostu…bardzo smakowita i chętnie zjadłabym jej więcej. Chrupka i ciepła kuleczka z panierowanego koziego sera i burak au gratin – ok, to zestawienie chyba nie może się nie udać, ale już dodatek posypki z orzechów dodał burakowi nowatorskiego smaku. Żal mi tylko, że nie spełniono moich wyobrażeń z menu festiwalowego co do podania orzechów w formie puree (pewnie byłoby ich wtedy więcej). Kolejny raz sprawdziła się moja rada z artykułu o Restaurant Week, że jeśli chcesz się bardziej najeść wybierz menu z zupą zamiast przystawki. Tu jednak koziemu serowi z burakiem po prostu nie mogłam się oprzeć.


Na danie główne specjalnie zamówiliśmy wersję pierwszą i drugą, by mieć możliwość w pełni posmakowania propozycji Dyletantów. I tak na jednym talerzu wylądował filet z pstrąga z sosem waniliowym podany na smażonej cukinii z młodym ziemniakiem, a na drugim risotto grzybowe z olejem selerowym, szczypiorkiem i serem długo dojrzewającym – Emilgrana.
Pstrąg przyrządzony był doskonale, wilgotny w środku, z bardzo chrupiącą skórką. Mój towarzysz zauważył, że wygląda ona na nieco „zwęgloną”, ale nie było to wyczuwalne w smaku. Cukinii i ziemniaka trochę nam brakowało, ale smakowały jak trzeba. Zawodem natomiast okazał się sos waniliowy, który aromatów wanilii w ogóle nie zawierał. Szkoda, bo takiego sosu w połączeniu z rybą byłam bardzo ciekawa. 


Strzałem w dziesiątkę okazało się za to risotto. Ileż to danie miało w sobie umami! Jedzenie go było prawdziwą przyjemnością, nic tylko zamknąć oczy i jeść…Nie przesadzę chyba stwierdzając, że było to najlepsze risotto jakie jadłam w restauracji. Smak grzybów i oleju selerowego był niezwykle intensywny, a ziarenka ryżu ugotowane w punkt. Ser emilgrana, który darzę wielką miłością odkąd odkryłam go w restauracji Biała podanego do kaszotto, był prawdziwą wisienką na torcie.


A o tortach mówiąc nadszedł czas na deser – ciepły mus czekoladowy z gruszką w czerwonym winie, podany z lodami korzennymi. Mus czekoladowy to dla mnie deserowy pewniak, no bo któż nie lubi czekolady? Gruszka schowała się tu jednak pod warstwą musu w postaci małych kawałków, nie zagrała więc istotnej roli. Bohaterem potrawy okazały się za to lody korzenne, które rozkosznie łączyły się z ciepłą czekoladą. Mimo braku obiecanych nut winnych, to danie również bym powtórzyła.


I tak Dyletanci nieco zawiedli mnie porcjami i przede wszystkim nie wywiązaniem się z obietnic z menu festiwalowego (puree orzechowe, sos waniliowy, gruszka w winie), a jednocześnie nadrobili swoje niedociągnięcia smakiem potraw. Obsługa uwijała się jak mogła (a pamiętajmy, że podczas Restaurant Week każdy ma 90 minut na zjedzenie wszystkiego), a na pracujących w otwartej na wejściu kuchni kucharzy aż miło było popatrzeć. Na pożegnanie można zresztą zawędrować do sklepiku z winem, który stanowi integralną całość Dyletantów. Ale ja się nie żegnam bo chętnie tu wrócę by po francusku pobiesiadować nieco dłużej nad dobrym jedzeniem i lampką wina.




OCENA: 4 / 5 



DYLETANCI
Rozbrat 44A
Warszawa


Komentarze

Popular Posts