PROSTA HISTORIA - Lokals prawdę Ci powie

Każdy z was ma zapewne jakiegoś znajomego, przyjaciela lub członka rodziny, który uwielbia gościć innych i który ma ten dryg do gotowania sprawiający, że goście chętnie się u niego pojawiają. Nie muszą to być wykwintne dania godne gwiazdki Michelin - może to być świetna domowa szarlotka, udane smaki azjatyckie przywiezione z podróży czy umiejętność robienia steków medium rare. Nie wszystko co dana osoba robi musi być perfekcyjne, ale uwielbiamy ją za dobry smak i przede wszystkim za tworzenie ciepłej domowej atmosfery. Dla mnie taką osobą jest jedna z ciotek, a restauracją…Prosta Historia. 


Prostą Historię poznałam 8 lat temu gdy wprowadziłam się na moją ukochaną Saską Kępę. Od razu padały pytania gdzie zjeść – wszak restauracji jest tu od groma i to zupełnie różnych (i o różnych opiniach). Niektóre były polecane na makaron, inne na kebab, a Prosta Historia była polecana „tak po prostu”. „Co to znaczy?” – dopytywałam. „Tak po prostu – po sąsiedzku, smacznie i jak u znajomych”. Dowiedziałam się, że są tu najlepsze burgery na Saskiej Kępie, ale nie do końca poważnie podchodziłam do tych słów, ponieważ wtedy nie istniała tu żadna konkurencyjna burgerownia, a teraz mamy do czynienia jedynie z sieciówką Bobby Burger (otwarte niedawno Lokalne Farmazony Tomasza Jakubiaka serwują kanapki np. z szarpaną wieprzowiną a nie klasyczne burgery z kotletem wołowym).





W ciągu tych lat kilka razy zawitałam do Prostej Historii i zawsze lubiłam jej niewymuszoną atmosferę, prosty, ale i kojący wystrój i dania, które może nie urywały mi żadnych części ciała, ale zawsze były smaczne i przyjemne. No i ten cudowny cytat na ścianie, który na dobre utkwił w mej pamięci…


Przez ostatnie dwa lata, w natłoku nowo otwierających się na Francuskiej knajp, zapomniałam trochę o Prostej Historii. Postanowiłam więc powrócić do niej i sprawdzić czy burgery dalej nie mają sobie równych przynajmniej w tej okolicy.

Zamawiam więc dostępnego od lat w karcie (a dotąd przeze mnie nie skosztowanego) Burgera Bollywood (31 zł) z wołowiną, cheddarem, czerwoną cebulą, rukolą, chutneyem z mango i dyni oraz majonezem curry. Obsługa nie robi żadnego problemu, aby rukolę wymienić na liście szpinaku, które pamiętam pozytywnie z jedzonego kiedyś burgera ze świeżym szpinakiem i fetą. Cena kanapki nie jest zbyt przyjazna jeśli pomyśleć, że za 31 zł nie dostaniemy do niej ani frytek ani surówki (można je domówić osobno). A jednak przez całą naszą kolację raz po raz klienci przy stolikach zamawiają burgery wyglądając na zadowolonych. A więc dobra fama pozostała.
I wcale się temu nie dziwię, bo smakowo kanapka Bollywood zachwyca. Jest w niej bardzo dużo różnych aromatów, które świetnie się przenikają – słodkość i soczystość chutneya (z naprawdę dużymi kawałkami mango i dyni), dymny aromat mięsa i nuta egzotyki w doskonałym domowym majonezie curry. Do tego najważniejsza rzecz – mięso jest różowe w środku, zrobione na perfekcyjnym poziomie medium. A jest to tym bardziej godne podziwu, gdyż kotlet jest naprawdę gruby i solidny. Z jednej strony tłumaczy nam to cenę burgera, z drugiej czyni mięso nieco trudnym do ukrojenia, a burgera raczej niemożliwym do zjedzenia rękami. No ale przecież przychodząc w odwiedziny do lubianych sąsiadów też jemy raczej sztućcami ;) Ponadto kotlet jest odpowiednio przyprawiony i soczysty. Dużym rozczarowaniem okazuje się natomiast bułka, która podobno robiona jest na miejscu. Zbyt miękka, przypominająca poduszkę lub kajzerki z marketu wyjęte z chlebaka na następny dzień. Nie podsmażona na patelni/ grillu od wewnątrz, tak jak zwykło się robić w porządnych burgerowniach. A szkoda, bo jej smak jest już całkowicie w porządku, a lekko słodkawa nutka (od używanego przy wypieku miodu) przypomina klasyczną brioszkę.



Kanapka mojej towarzyszki – Le Burger (31 zł) z wołowiną, kozim serem, marynowanym burakiem, rukolą i tymiankowym aioli, jest również bardzo zadowalająca. Ser kozi jest aromatyczny, oczywiście idealnie komponuje się z burakiem, a aioli podobnie jak majonez curry jest strzałem w dziesiątkę. Prócz wspomnianej wcześniej bułki mogę mieć tylko niewielkie zastrzeżenia do buraka, który w smaku był bardzo dobry, ale nieco za suchy - tak jakby cała marynata spłynęła z niego pod wpływem oczekiwania na wydawkę. Przyjaciółka dobrała jeszcze frytki (+ 5 zł do burgera), które okazały się bardzo przyjemnie złociste i chrupiące, z wyczuwalnym czystym olejem we fryturze.


Z Prostą Historią jest więc zupełnie jak z odwiedzinami u uzdolnionej kulinarnie sąsiadki czy przyjaciółki – nie jest perfekcyjnie, ale jest na tyle przyjemnie i smacznie, że po prostu chce się tu wracać i przesiadywać przy zimowej herbacie (10 zł) i smakołykach. W karcie mamy jedną zupę, dwa desery, dwa makarony, dwie przystawki – czyli tyle by nie przesadzić tylko każde danie odpowiednio dopieścić. Burgerów jest więcej bo i to specjał tej naszej gastronomicznej sąsiadki. A i mięso do burgerów jest kupowane po sąsiedzku u Pani Grażynki z bazarku na Niekłańskiej. Lokals prawdę Ci powie – po prostu wpadaj do Prostej Historii!






OCENA : 4 / 5



PROSTA HISTORIA
Francuska 24
Warszawa




Komentarze

Popular Posts