AïOLI - Miejsce pełne kontrastów

AïOLI to mini sieć restauracji, których fenomen jest dla mnie trochę zagadką. Z jednej strony lokal na Świętokrzyskiej nawet w tygodniu witają kolejki przed wejściem, z drugiej zamknął się AïOLI by MINI na placu Konstytucji. Karta w zasadzie jest do bólu zwyczajna i prosta – burgery, pizze, sandwiche, sałatki i makarony, a jednak kuchnia jakoś broni się smakiem. O miejsce przy stoliku tu trudno, a jednak ludzie wciąż wracają. Czy to tylko wielkomiejski lans czy naprawdę AïOLI jest warte odwiedzin?

Moja więź z AïOLI nawiązała się już wcześniej w ciekawych okolicznościach. Poznaliśmy się poza lokalem, na Festiwalu Piwnych Smaków, kiedy to spróbowałam wyśmienitego miniburgera. Karmelizowaną cebulką w nim podaną zachwycałam się tak bardzo, że kucharz osobiście wręczył mi słoik do zabrania na wynos. Jakiś czas później restauracja ogłosiła konkurs na autorską pizzę, w którym nagrodą było serwowanie jej przez tydzień w lokalu oraz voucher na kolację dla dwojga. Miałam przyjemność wygrać ten konkurs, a więc spróbować w AïOLI pizzy własnego pomysłu (gruszka/ser pleśniowy/orzechy włoskie/sos żurawinowy) oraz zamówionego w ramach nagrody łososia z krewetkami, pomidorkami cherry i blanszowanym szpinakiem. Obie pozycje bardzo przypadły mi do gustu – cieniutka pizza była wyrazista w smaku, a łosoś soczysty i sycący. Przejdźmy jednak do teraźniejszości…


Restauracja na Świętokrzyskiej czyli AïOLI Cantine Bar Café Deli to lokal urządzony w nieco industrialnym, nowoczesnym stylu nowojorskiego bistro. Tak właśnie wyobrażam sobie modną knajpę na Manhattanie, w której w przelocie bywają fashionistki, ludzie biznesu, lokalni foodies i podwórkowi hipsterzy. Jest tłoczno i gwarno, dość głośno gra muzyka, ale to wszystko nadaje miejscu energii. Nie brakuje jej również kuchni i obsłudze, która jak na taki ogrom klientów przynosi dania w bardzo przyzwoitym czasie, nie każąc nikomu czekać nawet przy naszym 6-osobowym stoliku.



Można odnieść wrażenie, że flagowym produktem jest tu burger – w menu dostępne są różne rodzaje tego dania i widzimy po stolikach, że zamawia je wielu klientów. W związku z tym aż trójka z naszego towarzystwa decyduje się na burgery właśnie. Pierwsza osoba zamawia Bearnaise Beef Burger (28,90 zł) z 200 g sezonowanej wołowiny, bekonem, jalapeño, sałatami i sosem bearnaise. Niestety od razu po dostaniu apetycznie wyglądającego dania w oczy rzuca się jedno – wysmażone mięso. Serce się kraje i dusza płacze…Sezonowana wołowino spoczywaj w pokoju, szkoda było dla Ciebie takiego żywota…



Próbuję więc kanapki od koleżanki, która zamawia AïOLI Burger (28,90 zł) składający się z wypiekanego na miejscu pieczywa, wołowiny, bekonu, sera cheddar, pomidora, ogórka piklowanego, cebuli karmelizowanej, miksu sałat i oczywiście sosu aïoli - licząc na to, że poprzednia sprawa to tylko wypadek przy pracy. Niestety i tu mięso jest wysmażone i słabo doprawione. Bohater główny dania jest prawie w ogóle bez smaku. „Roboty” nie robią więc klasyczne dodatki i sos aïoli, którego smak gdzieś w tej bułce ucieka. I to w bardzo smacznej bułce, co trzeba lokalowi przyznać.


Ostatnia burgerowa nadzieja pozostaje więc w koledze z naprzeciwka, który zamawia Hawaiian Chicken Burger (28,90 zł) z piersią z kurczaka, salsą ananasową, serem mimolette, rukolą, świeżym ogórkiem marynowanym z sezamem, jalapeño i nachosami. Czy burgerem można nazwać kanapkę bez wołowiny – na to pytanie odpowiedzcie sobie sami, ale okazuje się to kluczem do małego sukcesu. Kanapka z kurczakiem wypada zdecydowanie najlepiej, również ze względu na oryginalny pomysł łączenia smaków. Jedyny zarzut – trochę zbyt dużo jalapeño, którego ostrość przykrywa inne delikatniejsze smaki jak np. salsy z ananasa. Wychodzi więc na to, że w AïOLI nie potrafią dobrze traktować wołowego mięsa. Szkoda.


Rzecz ma się zupełnie inaczej jeśli chodzi o makaron i szczęśliwie przypadł on akurat na moje zamówienie. Taleggio Salmon Gnocchi (36,90 zł) to włoskie kopytka w wersji buraczanej, zapiekane z serem taleggio, łososiem, śmietaną, czosnkiem, szpinakiem, rukolą i pomidorami suszonymi. Kluseczki są mięciutkie, mają bardzo ciekawy kolor i czuć faktycznie różnicę między buraczanymi a wersją klasyczną. Lekko mdłe z założenia połączenie łososia, śmietany i szpinaku wspaniale przełamują suszone pomidory i gorzkawy ser taleggio. Wszystkie aromaty łączą się w śmietanowym sosie tak, że można jeść go łyżkami. To danie zasługuje na szóstkę i nawet na stanie w kolejkach.



Na koniec kanapkowa klasyka choć nie burger – Pastrami (24,90 zł mała porcja, 34,90 zł duża) czyli znana na świecie kanapka Reubena z wołowym pastrami, serem mimolette, kapustą kiszoną, ogórkiem piklowanym, bbq i aïoli dijon, w chlebie razowym na zakwasie. Mięso jest tu już bardziej dopieszczone, całkiem soczyste, fajnie podbijane naszą polską kapustą i sosami. Chleb jest ciepły i przyjemnie chrupie. Moja druga połowa pod koniec posiłku narzeka jedynie, że w stosunku do całości kapusty było nieco za dużo. Ale i tak pastrami okazuje się lepsze od burgerów. Do wszystkich kanapek podawane są domowe frytki ze skórką ziemniaka, które dodają daniom zdecydowanego plusa – tak na otarcie łez nad tą wysmażoną wołowiną.


AïOLI to lokal z dużym potencjałem, bardzo przyjemne miejsce na doenergetyzowanie się przed aktywnym wieczorem lub taneczną nocą na mieście. Jego pozytywny power i część potraw na pewno jeszcze mnie do niego zaciągnie. Ale mam nadzieję, że proporcjonalnie do coraz większej liczby klientów, wraz z burgerami, kuchnia nie będzie powoli ciągnąć w dół. I że wszelkie pomyłki da się jeszcze naprawić. A w razie czego, pod koniec lutego na Chmielnej otwiera się AïOLI Bread & Aperitivo. Mam na celowniku i liczę na więcej.




OCENA:  3.5 / 5



AïOLI CANTINE BAR CAFE DELI
Świętokrzyska 18
Warszawa



Komentarze

Popular Posts