ŻARCIE NA KÓŁKACH x NOC MUZEÓW - Relacja
Otwarcie sezonu foodtrucków 24 i 25 marca na Stadionie Narodowym
zapoczątkowało warszawskie celebracje jedzenia streetfoodu w wiosenno-letnich
okolicznościach przyrody. Podczas drugiego zlotu pod Pałacem Kultury i Nauki
imprezę połączono z Nocą Muzeów. Wszak wiadomo, że sztukę najlepiej kontempluje
się z pełnym brzuchem. Przez niemal cały dzień, aż do 3 w nocy w niedzielę, na placu
karmiło i poiło w sumie 18 wozów. Niektóre z nich mieliśmy już okazję
zrecenzować na Praskim Zlocie Foodtrucków (recenzja TUTAJ) lub na Starcie
Sezonu Żarcia na Kółkach (recenzja TUTAJ). Tym razem spróbowaliśmy 5 nowych
propozycji, a do jednej wróciliśmy po nowe dla nas danie, aby sprawdzić czy
wciąż utrzymują wysoki poziom. Smakowitej lektury!
Już na początku imprezy naszą uwagę przyciągnął wóz Philly's Finest: Original American Cheesesteak Sandwiches. Uwielbiamy kanapki philly steak, a ostatnia zjedzona na otwarciu sezonu foodtruckowego, została naszym smakowym zwycięzcą. Głodni podobnych wrażeń zamawiamy kanapkę Straight Fire z cienko pokrojonym grillowanym antrykotem wołowym, cebulą, papryką jalapeño, serem żółtym, ostrym sosem Louisiana, majonezem i świeżym zielonym chilli. Niestety już na pierwszy rzut oka widać, że nasze zamówienie nieco różni się od zapowiedzi. W kanapce nie wiadomo skąd pojawia się sałata, mięso jest raczej poszatkowane niż podane w cienkich plastrach i bardzo odczuwamy brak podstawowego składnika jakim jest żółty ser. Na całe szczęście sam sandwich okazuje się smaczny, a mięso wręcz bardzo dobre - ze względu na obecne w nim przyprawy. Poziom pikanterii jest idealny – przyjemnie piecze w język, ale nie zabija pozostałych smaków. Ja osobiście wybrałabym bardziej chrupiącą bułkę, ale ta przynajmniej spełnia swoje zadanie by utrzymać wszystko w ryzach. Jest to danie warte powtórzenia, ale wolałabym mieć w składzie mniej niespodzianek.
W drugiej kolejności sięgamy po niejedzone wcześniej danie w chwalonym
już przez nas tajskim my’o’tai. Wóz
oferuje jedynie 4 potrawy, karta nie zmienia się od dawna, ale prawdopodobnie
dzięki temu ich receptury dopracowane są do perfekcji. Po już wcześniej
skosztowanym karmelizowanym boczku i sałatce z kalmarami i grejpfrutem
(recenzja TUTAJ) przychodzi czas na konkret pod tajemniczą nazwą Mee Korat. To nic innego jak makaron
ryżowy stir fry z kurczakiem, jajkiem, zieloną fasolką, kiełkami, szczypiorem i
limonką. Znów jesteśmy świadkami małej improwizacji i zielona fasolka zostaje
zastąpiona cukinią, z dobrym zresztą skutkiem. Makaron jest pełen smaków -
kwaśny, słodki, lekko słony – po prostu pyszny. Wszystko idealnie w nim do siebie
pasuje, zadowalają również zróżnicowane tekstury składników. Kiełki i szczypior
dodają temu daniu świeżego, wiosennego charakteru. Nie mogłam odmówić sobie
napisania o my’o’tai po raz kolejny, wybaczcie :)
Nie ma zlotu foodtrucków bez burgerów. Tym razem sięgnęłam po kanapkę od
Fresh Burgers, który skusił mnie
połączeniem wołowiny (150g) z orzechami włoskimi, blue cheese i rukolą. Burger Blue to raczej damska porcja na
średni głód, ale smakiem nie zawodzi. Mięso co prawda nie jest przyrządzone na
medium czy medium rare, raczej bliżej mu do wysmażonego, ale jest za to
świetnie przyprawione. Bułka jest przyjemnie słodka, ser blue i orzechy są w sam
raz wyczuwalne, by dobrze ze sobą współgrać. Mimo obecności (smacznych) sosów
nic z burgera nie kapie i je się go bardzo wygodnie. Ze względu na stopień
wysmażenia nie jest to moje burgerowe podium, ale jest zdecydowanie smacznie i
warto u nich zjeść.
Zostając przy streetfoodowych klasykach mój towarzysz zamawia hot-doga
ze stoiska U Wujcia. Propozycja Chorizo ku mojemu zaskoczeniu okazuje
się naprawdę trafiona. Nie pomyślałabym, że połączenie dwóch kiełbasek w jednej
kanapce nie spowoduje przesytu. Chorizo jest bardzo aromatyczne i zjada się je
z apetytem, pasuje też do niego pikantne jalapeño. Co do reszty składników –
sosy, pomidor, ogórek - to już zupełna klasyka. Smakowo hot dog jest jak
najbardziej w porządku, można się nim porządnie najeść, ale przydałoby się
popracować trochę nad estetyką podania bo całość wygląda dość niechlujnie i spożywa
się go wyjątkowo niewygodnie.
Po wizycie w ciągu dnia wracamy jeszcze na nocną przekąskę od Fabryki Frytek. Wydaje się, że wóz z
frytkami raczej niczego nie zepsuje w swoich daniach, a jednak jest to możliwe.
Pośpiech obsługi przy smażeniu we fryturze głęboko mrożonych frytek kończy się
na wpół surowym finalnym daniem. Frytki
są może złociste na zewnątrz, ale niewystarczająco ciepłe i nieprzyjemne w
środku. Wielka szkoda, bo ich sos serowy
z chilli ogromnie mi zasmakował i z porządnymi ziemniaczkami stanowiłby
duet idealny.
By ugasić pragnienie skusiliśmy się na napój mojito od Fresh Bike. Znamy już dobrze ich
lemoniady, które świetnie orzeźwiają i w których nie brakuje składników. Mojito jest równie smaczne i bardzo
chwalimy pomysł dolewania sobie samemu wody przez klienta, aby stopień
nasycenia kwaśnymi cytrusami dopasować do własnego gustu.
Do zobaczenia na kolejnych zlotach!
Komentarze
Prześlij komentarz