MR.INDIA - Indie na polskim podniebieniu

Kuchnia indyjska podobno cieszy się w Polsce uznaniem, a ja cieszę się słysząc takie wiadomości. Jednak w rzeczywistości najczęstszą reakcją na pytania o nią wśród moich znajomych jest brak przekonania o jej wyjątkowości. „Nie przepadam za takimi smakami”, „Dla mnie jest za intensywna”, „To nie moje klimaty”- słyszę nader często. Z drugiej strony Polacy otwierają się coraz bardziej na smaki świata, są ciekawi nowości i nawet niezastąpiona Magda Gessler uczy ich, że w restauracjach powinno oczekiwać się autentycznych aromatów danego regionu, a nie podróbek dostosowanych pod polskie gusta. Mówię o tym nie przypadkiem, ponieważ ze smutkiem stwierdzam, że 80 a  nawet 90 % lokali warszawskich z kuchnią tajską, indyjską czy wietnamską to tylko namiastki tego co można zjeść na ulicach i w domach danego kraju. Moje przypuszczenia potwierdziła również Pyza Made in Poland, która jest ekspertem w temacie kuchni azjatyckiej, a z którą wracałam ostatnio samolotem z Tajlandii. I tu rodzi się pewne pytanie – czy liczne grono moich znajomych sugeruje, że „to nie ich smaki” dlatego, że kuchnia jest mało autentyczna i intensywna, a spolszczona wersja dań ich zawodzi? Czy może właśnie kuchnia azjatycka to dla nich szok smakowy i łagodzenie aromatów tych dań ma na celu przekonać opornych klientów do odwiedzenia kolejnych restauracji?
Odpowiedzi na te dywagacje nie znalazłam niestety w dość często polecanej restauracji Mr.India na warszawskich Kabatach…Dlaczego? Przekonajcie się sami.


Restauracja położona jest w „sypialni Stolicy”, w dogodnym miejscu blisko stacji metra. Doszły mnie słuchy, że cieszy się powodzeniem wśród okolicznych mieszkańców, ale w sobotnią porę obiadową zajętych jest mniej więcej połowa stolików w salach na dole i na górze. Wystrój kolorami przywodzi na myśl bollywoodzkie klimaty, ale dekoracje są stosowane bardzo oszczędnie i panuje tu minimalizm jakby w przestrachu, żeby nie przesadzić i polskich smakoszy nie przestraszyć.
Na obiad wybieramy się całą rodziną, co daje możliwość wypróbowania wielu dań z bardzo obszernej karty.





Dwie damy z naszego towarzystwa wybierają słodkawą klasykę w postaci Chicken Kormy (28 zł) czyli kurczaka skąpanego w sosie ze śmietaną i orzechami nerkowca. Sos jest wystarczająco gęsty (choć ja preferuję kuchnię tych rejonów, gdzie łyżka niemal „stoi”) i okazuje się najbezpieczniejszym daniem dnia. Nie przesadzono w nim ze słodyczą, ale kawałki mięsa są zbyt duże by komfortowo je spożywać, a poza nutą nerkowców mało czuć indyjskie przyprawy. To danie poprawne, ale nie oszałamiające aromatami.



I właściwie tym zdaniem powinnam podsumować całą resztę obiadu. Fish Masala (25 zł) czyli kawałki ryby w sosie cebulowo-pomidorowym, to danie lekko pikantne i wyróżniające się na plus wyczuwalnym rybnym smakiem, który dominuje nawet sos. A więc główny bohater dania jest należycie podkreślony.


Nieco inaczej rzecz ma się z baraniną Balti Mutton (36 zł) gotowanej z papryką i pomidorami w indyjskich przyprawach. Smak baraniny gdzieś znika, ale nie wiem gdzie bo i spodziewanych przypraw nie jest tu zbyt wiele, mimo zapowiadanych „dwóch papryczek” ostrości. Czy oczekiwanie eksplozji smaków na języku w takiej restauracji to zbyt wiele?


Sama zamawiam ukochany ser paneer z zielonym groszkiem w sosie pomidorowo-orzechowym czyli Matar Paneer (22 zł). Nie wiem co mnie podkusiło, bo groszek jakoś w ogóle mi do tego dania nie pasuje i co gorsza, jeszcze długo zalega na żołądku. Sos jest znów poprawny. Aż i tylko poprawny.


Klasyka w postaci Chicken Tikka Masala (26 zł) nie zaskakuje więc już niczym czego się wcześniej nie spodziewaliśmy. Jest łagodnie. Smacznie, ale bezpiecznie. Dania są w porządku, ale nie porywają i nie zachwycają aromatami, których tak bardzo po kuchni indyjskiej oczekujemy i które naprawdę da się znaleźć w warszawskich restauracjach, jak choćby w naszym ukochanym Kalyanie (recenzja TUTAJ).


Również poprawne (a jakże) placki naan w wersji czosnkowej (10 zł) są niezwykle zachowawcze i delikatne w smaku. A Polacy przecież kochają czosnek! 


Dobrze, że chociaż słodki napój Mango Lassi (10 zł) i Banana Lassi (10 zł) mocno czuć owocami, a nie tylko delikatnym jogurtem.



Mam wielki problem z oceną tej restauracji. Bo dania są w porządku, bo są całkiem smaczne, bo moim marudnym znajomym pewnie mogłyby przypaść do gustu, a może nawet przekonać ich do kuchni indyjskiej. Ale jeśli chodzi o moje smaki i moje oczekiwania oraz oczekiwania wszystkich tych z Was, którzy kuchnię azjatycką kochają za intensywne aromaty, za bogactwo składników, za siłę w prostocie – to jest po prostu za mało, za polsko, zbyt zachowawczo. Odwagi! – chciałoby się zakrzyknąć. Drodzy Rodacy nie bójcie się azjatyckich smaków!



OCENA:  3.5 / 5


MR.INDIA
Al. KEN 47
Warszawa



Komentarze

Popular Posts