BISTRO POD SOWAMI - Wielkie nadzieje

Zawsze z wypiekami śledzę poczynania szefów kuchni z całej Polski w programie „Top Chef” i zawsze z zainteresowaniem śledzę ich karierę po programie. Tym razem ciekawość przywiodła mnie w niedalekie rejony, bo na Pragę Północ, gdzie w zabytkowym secesyjnym Domu Massalskich, zwanym też Kamienicą pod Sowami, otworzyło się bistro obiecującego młodego szefa kuchni – Damiana Wajdy. W Top Chef Damian nie bał się ryzykować i miał głowę pełną oryginalnych pomysłów, dlatego do restauracji szłam z wielkimi nadziejami na nowe kulinarne odkrycia i doznania. Czy znalazłam to czego szukałam?


Bistro Pod Sowami wystrojem trochę przenosi nas w lata 20. zeszłego wieku, a trochę czerpie ze współczesnego minimalizmu i zamiłowania do geometrii. Kolorystyka lokalu to czerń i złoto. W ofercie znajdziemy menu degustacyjne składające się z 7 mini dań plus czekadełko, intermezzo oraz deser, w bardzo atrakcyjnej cenie 80 zł bez alkoholu i 160 zł z winami i drinkami dopasowanymi do dań. Równie kuszący cenowo okazuje się lunch (29 zł), w ramach którego serwowana jest zupa, przystawka, danie główne oraz deser w odpowiednich porcjach. Na tę propozycję decyduje się mój towarzysz.





Ucztę rozpoczynamy od czekadełka w postaci nieśmiertelnego pieczywa z masłem, czyli wstępu jaki serwuje chyba każda warszawska restauracja (na oryginalniejsze pomysły wciąż czekam). Chleb jest poprawny, chrupki. Nie mam nic więcej do dodania.



W ramach lunchu na stole ląduje najpierw chłodnik z selera z rzodkiewką i ogórkiem małosolnym (15 zł poza lunchem). Proste, ładnie wyglądające danie, jest przyjemnie lekkie i orzeźwiające z ciekawą nutą smakowej oliwy. Trochę za bardzo dominuje tu smak małosolnego ogórka, ale to dobro narodowe jest dostępne w tak krótkim sezonie, że jest to absolutnie wybaczalne.



Następnie przed nami pojawia się przepiękny łosoś w ziołach z botwinką, chrzanem i kwiatostanem kopru (37 zł poza lunchem). To prawdziwa uczta i dla oka i dla języka. Smaki są świetnie wyważone, łosoś sprężysty. Szybko w ruch idzie łyżka by do końca skonsumować okalający łososia sos z botwiną.



Policzek wieprzowy z młodymi ziemniakami, czyli „gwóźdź” całego lunchu, trochę mnie zawodzi. Jest poprawnie przyrządzony, glazura jest przyjemna w smaku, ale po pomysłowej zupie i cudownej przystawce spodziewałam się większej petardy. Moje oczekiwania zaczynają nieco pokornieć.



Deser w postaci sorbetu z werbeny cytrynowej utrzymuje mnie już w stanie kulinarnej poprawności bez żadnej niespodzianki.


W przeciwieństwie do swojego towarzysza ja wybieram regularne dania z karty. Na pierwszy ogień idzie zupa szczawiowa na zakwasie żytnim z kukurydzą i jajkiem poché (15 zł). Krem szczawiowy jest bardzo intensywny i bardzo kwaśny – dla mnie bomba. Jajko w koszulce zrobione w punkt, pięknie rozlewa się do zupy. Kukurydza w formie popcornu jest oryginalnym dodatkiem i ciekawie przełamuje fakturę reszty składników, ale dodane do zupy również nieuprażone ziarna kukurydzy, które niemal kruszą zęby, to moim zdaniem wielki błąd. Nie wymagam operowania pęsetą nad tym daniem, ale choć trochę uwagi i wprawnego oka. Miałam już okazję ukruszyć sobie przedni ząb w restauracji i nie chciałabym tego powtarzać…



Następnie na talerzu lądują młode ziemniaki z kremem z trawy polnej i miodu pitnego (27 zł). Rustykalnie zapakowane w jutowy woreczek wyglądają bardzo zachęcająco. Co ciekawe nutę miodu wyczuwam w samych ziemniakach. Szumnie zapowiadany krem z trawy polnej jest niestety zupełnie bez smaku i konsystencją przypomina bardziej pianę. Jako wielka fanka trawno-drzewnych aromatów, pędów sosny i tym podobnych, wiele sobie po tym kremie obiecywałam. Niestety zupełnie niesłusznie.



Na danie główne postanawiam skusić się na wędzony skok z królika w sosie, z młodymi ziemniakami i marchewkami (48 zł). Mięso królika jest bardzo delikatne, ładnie odchodzi od kości. Słodkawa glazura bardzo do niego pasuje, ale już karmelizowana karotka budzi moje wątpliwości jeśli chodzi o ilość słodyczy w tym daniu. Niemniej jednak zjadam je ze smakiem.


Do posiłku raczymy się urugwajskim chardonnay oraz bardzo smaczną i intensywną lemoniadą domową (14 zł).


Posiłek w Bistro Pod Sowami to niewątpliwie uczta dla oczu, a Damian Wajda jest niewątpliwie utalentowanym i kreatywnym szefem kuchni. Gdzieś jednak na poziomie przyrządzania dań przez kuchnię wplątują się błędy, których miałam nadzieję w tej restauracji uniknąć. Jest jednak potencjał na to, by ocena była wyższa z każdą kolejną wizytą. I tego sobie oraz Bistro Pod Sowami życzę.


OCENA:  3.5 / 5


BISTRO POD SOWAMI
Okrzei 26
Warszawa
 

Komentarze

Popular Posts