KURA BUFFALO WINGS - O kura co za smak!

Nawet najzagorzalsi fani diet i ćwiczeń mają czasem chęć na cheat day, w którym pofolgują swoim podniebieniom. I nawet najpoważniejsi dorośli mają czasem chęć wrócić smakami do czasów dzieciństwa. Dla pokolenia ludzi urodzonych tak jak ja w latach 80-tych, fast foody były w dzieciństwie niczym mityczne Eldorado. Za dzieciaka nic nie cieszyło bardziej jak pudełko Happy Meal z McDonald’s, a zakładając na głowę papierową koronę z Burger Kinga czułam się jak władca świata. Wtedy nikt nie przejmował się tym co dokładnie jemy i które części ciała zwierzęcia zmielone zostały w naszym cheeseburgerze. Czasy na szczęście się zmieniły i świadomość tego co i jak jemy stanowi dzisiaj podstawę dbania o siebie. Ale ochota na cheat day rządzi się swoimi prawami i co wtedy? Jeśli tak jak moja Mama nie możecie czasem żyć bez kubełka kurczaków, restauracja Kura wychodzi Wam naprzeciw. To królestwo drobiu w każdej postaci, które możecie jeść bez obaw o swoje zdrowie. Co najwyżej w obawie, że chcąc więcej, ledwo wytoczycie się z lokalu i na jakiś czas podskoczy Wam poziom cholesterolu i…zadowolenia :).




Kura Buffalo Wings, mieszcząca się na warszawskim Muranowie, to niewielki lokal, za który odpowiada twórca znanego i lubianego food trucka Wing Spot – Mateusz Wawro. Ponieważ jedzenie z wozu Mateusza było mi już znane z bardzo dobrej strony, z radością skorzystałam z jego zaproszenia na degustację menu Kury, która mimo wszystko jest jednak całkowicie oddzielnym konceptem. W stacjonarnym lokalu wszystko robi się bowiem od podstaw na świeżo, co definitywnie wpływa na smak. W przytulnej knajpce na Nowolipki ruch w sobotę był duży – stoliki co rusz zmieniały właścicieli, wpadło też kilka osób odebrać zamówienie na wynos. Jeśli okaże się, że gabaryty lokalu nie zapewnią Wam miejsca - jest to świetne rozwiązanie. Dania z Kury możecie zamawiać też przez telefon oraz przez popularne platformy do zamawiania posiłków.






Naszą ucztę zaczynamy warzywnie. Kalafiorki Buffalo w panierce (9 sztuk za 15 zł) to małe kwiaty kalafiora marynowane w sosie Louisiana, a następnie smażone w panierce. Chrupkie na zewnątrz, miękkie i delikatnie pikantne w środku, stanowią idealny wstęp do obiadu i w sam raz zaostrzają apetyt. 


Przechodzimy do mięs. Stripsy z kurczaka (dostępne w zestawach jak i samodzielnie) czyli drobiowe polędwiczki są zdecydowanie bardziej soczyste niż w food trucku. Panierka trzyma się jak trzeba i jest bardzo smaczna. A musicie to wiedzieć, że wszystkie panierki, glazury i dipy robią tu samodzielnie. 



No właśnie…dipy…o nich można by napisać oddzielną recenzję. Kura to prawdziwe królestwo dipów tak różnorodnych, że można się zakochać. Każdy na pewno znajdzie propozycję dla siebie. My spróbowaliśmy 10 smaków. Zdecydowanymi faworytami zostały słonawo-mięsny Bekones, intensywno-goryczkowy czosnek-parmezan, odświeżający miks chipotle-limonka oraz bardzo owocowe mango-mayo. Jeśli zamiast colesława zdecydujecie się na warzywne słupki, polecam dip Ranch, który wbrew moim domysłom nie stanowił pochodnej sosu BBQ, a okazał się dipem na bazie nabiału z dymką i koperkiem. Trochę gorzej sprawdziły się połączenie miodu i chilli oraz sos hoisin z sezamem - do maczania kurczaków zdecydowanie zbyt słodkie. Z kolei porządnemu w smaku dipowi Blue Cheese dodałabym nieco gęstości, do której zresztą przyzwyczaiło nas wiele food trucków np. w zestawie z burgerami.




Idealne do maczania w dipach są też tutejsze frytki (małe 7 zł duże 13 zł) i to nie byle jakie, bo domowej roboty ze skórką oczywiście. Nie zdradzono mi sekretu jakich ziemniaków do nich użyto i wcale się nie dziwię, bo fryteczki były wyborne i ten smak zasługuje na pewną tajemnicę. Warto zaznaczyć, że domowe frytki są raczej miękkie (każdy kto robił je sam w wersji z ziemniaków, batatów czy warzyw korzeniowych nie będzie zaskoczony), ale dla wielbicieli chrupkich gotowców istnieje opcja zamówienia wersji belgijskiej (8 lub 14 zł). Niemniej jednak wybór powinien być oczywisty.


Przechodzimy do skrzydełek, które są dostępne w klasycznej panierce oraz w glazurach, które dają nam duży przekrój różnorakich smaków. Jest ich aż 9, a mięso marynuje się w zależności od glazury przez cały dzień lub parę godzin. My spróbowaliśmy szczęśliwej siódemki smaków: azjatyckich Teriyaki i Korean BBQ, ostrego The Bomb, klasycznych Buffalo i musztardowo-miodowych oraz owocowych połączeń Mango-BBQ oraz Mango-Habanero. Nie wszystkie marynaty są tak samo intensywne, ale każdą mięso wyczuwalnie przechodzi. Najłagodniejsza okazała się marynata Buffalo – ledwo wyczuwalna a szkoda, bo smak miała ciekawy. Teriyaki i Korean BBQ czuć było Azją jak trzeba i co ważne, znacząco różniły się między sobą aromatami. Dla mnie bardzo pozytywnym zaskoczeniem okazały się skrzydełka miodowo-musztardowe – intensywne i świetnie wyważone! Nie musicie obawiać się też glazury The Bomb oznaczonej na maksymalną ilość trzech papryczek. Jest pikantnie, czuć przyjemne mrowienie ust, ale posiłek jest wciąż przyjemnością i nie przesadza z paleniem. Dodalibyśmy za to więcej pikanterii do glazury Mango-Habanero. Choć odpowiadała ostrością oznaczeniem na tablicy, to jednak habanero z założenia gwarantuje większego kopa, a i dwa sosy zamiast jednego o maksymalnej skali ostrości przydałyby się w menu. 



Kura oferuje 5 rodzajów kanapek z kurczakiem, my wybraliśmy BLT Supreme (23 zł) z 2 stripsami, 5 plastrami boczku, sałatą lodową, pomidorem, sosem BBQ i majonezem. Powiem Wam szczerze, że analizując ten w zasadzie prosty i klasyczny skład, nie spodziewałam się tak udanej kanapki. Delikatne polędwiczki stanowią świetną przeciwwagę do słonego bekonu, warzywa nadają świeżości, a sos bbq dodatkowej słodkawo-dymnej nuty. Mamy tu więc w zasadzie każdego smaku po trochu. Kanapka może nie do końca dobrze wyglądała, ale jak wiadomo w życiu liczy się wnętrze ;)




Na koniec testujemy nowe danie w karcie – Skrzydełka Hoisin podane na prażonym makaronie ryżowym z ogórkami w azjatyckiej marynacie. W standardowym daniu jest aż 12 skrzydełek w bardzo dobrej słodko-kwaskowej glazurze, z dodatkowym smaczkiem prażonych orzechów ziemnych i delikatną ostrością plasterków chili. Niebo w gębie! Również ogórki w azjatyckiej świeżej marynacie świetnie do tego dania pasują. Makaron ryżowy w wersji prażonej to dla mnie oryginalne odkrycie i chrupie się go bardzo przyjemnie, nie zapychając się niepotrzebnie. Jednak ze względu na fakt, iż bardziej przypomina on nasze polskie prażynki niż faktycznie makaron, dodałabym do niego soli i potraktowała jak chipsy, bo w obecnej wersji brakuje im smaku.



Dania popijaliśmy domową lemoniadą (7 zł) i herbatą mrożoną (8 zł) z przepisu bloga Bazyliowy Mus. Co ciekawe herbata z truskawkami była znacznie kwaśniejsza niż lemoniada.


Porównać Kurę do KFC to jak porównać świeżą kuchnię azjatycką do zupek w proszku. Nie ma sensu. Tu po prostu trzeba przyjść jeżeli tylko lubicie kurczaki. A kto z jedzących mięso nie lubi kurczaków? Możecie tu zaufać kuchni, że wszystko jest robione na miejscu, świeżo i przepysznie. A małe niedociągnięcia są absolutnie do wybaczenia bo kur(k)a wodna, co to są za smaki! Musicie spróbować!




OCENA:  4.5 / 5



KURA Buffalo Wings
Nowolipki 15
Warszawa



Komentarze

Popular Posts