SUPERIORE - A to niespodzianka!

Warszawskie Śródmieście obfituje w tak wiele restauracji, że nawet największym smakoszom może się zakręcić w głowie. Tu coś się otwiera, tam coś się zamyka. Tu ma miejsce kulinarny pop-up, a tam rozrastają się kolejne hale pokroju Koszyków czy Gwardii. W gastro biznesie ciężko się przebić, ciężko zaistnieć, a bez reklamy i social mediów po prostu nie istniejemy. A gdzieś tam istnieją restauracje, które są przesadnie skromne i choć nie słychać o nich wiele, to stanowią prawdziwą kulinarną perełkę. Dziś napiszę o takim właśnie miejscu. A zwie się ono Superiore.


Superiore to pozornie niewielki lokal położony tuż przy warszawskim Placu Konstytucji. Pozornie, ponieważ prócz nowocześnie i nieco włosko urządzonej górnej sali, znajdziemy jeszcze kameralne pomieszczenie na dole, w sam raz do intymnej kolacji z ukochaną osobą. Lustro na ścianie, gustowne napisy i wszędobylskie butelki wina, wprowadzają atmosferę elegancji. Ale pomyli się ten kto uzna Superiore za sztywne miejsce. To właśnie tutaj możecie bez napięcia wpaść z przyjaciółmi na jedzenie i lampkę wina.






Wino – to temat odrębny tej recenzji bowiem Superiore to wine bar z prawdziwego zdarzenia. Co ważne, wszystkie wina są tu dostępne na kieliszki, co umożliwia pełną degustację na każdą kieszeń. Jak to możliwe? Przy serwowaniu wina wykorzystywana jest nowoczesna technologia Coravin, która pozwala, nie wyjmując korka z butelki, korzystać z tego napoju Bogów przez bardzo długi czas. Przy pomocy cieniutkiej chirurgicznej igły oraz naboju z neutralnym dla wina argonem, płyn wytłaczany jest z zakorkowanej butelki wprost do kieliszka. A wino pozostaje takim, jakbyśmy go nigdy nie otworzyli. Polecam zobaczyć tę technologię na własne oczy. Wypijecie tu zarówno popularne jak i unikatowe szczepy win białych i czerwonych z Nowego i Starego Świata. A obecny na miejscu sommelier opowie Wam o nich tak, że w myślach zobaczycie krajobrazy Alzacji czy Piemontu…


Przechodzimy do jedzenia. Muszę się Wam przyznać, że patrząc na menu przed wizytą i widząc dania główne kuchni fusion obok tapasów i pizzettek pomyślałam sobie „o nie…”. Bo zazwyczaj jak coś jest do wszystkiego to jest do niczego, a brak spójności w menu nie raz mnie odstraszył. Szczęśliwie okazało się, że ów tapasy nie do końca mają coś wspólnego z hiszpańskim oryginałem, a wręcz nie stronią od polskich akcentów. Nazwałabym je więc talerzykami a nie tapasami, by nie wprowadzać klientów w błąd, ani nie powodować zbędnego zamieszania we wstępnej ocenie jadłospisu. 


Kalmary a la romana z bakłażanem i tahini (11 zł) to wycieczka między Morze Śródziemne a Bliski Wschód. I prawdziwa petarda na języku. Kalmary są niesłychanie miękkie, a pasta bakłażanowa z tahini intensywna i pełna aromatów.



Krokiety z oscypkiem (11 zł) to z kolei hiszpańskie croquetas z polską nutą. Choć nie są tak intensywne w smaku jak się spodziewałam, to pomysł bardzo mi się podoba i chętnie bym tą przekąskę powtórzyła.


Zawodzi niestety smażona kania z piklami (11 zł), co do której miałam wielkie nadzieje. Z ogromną nostalgią wspominam smak smażonych na masełku kani zbieranych za dziecka na Mazurach. Tu ten fenomenalny grzyb został kompletnie zakryty grubą panierką i zdominowany smakiem kiszonek.


Zestaw 3 pizzettek (19,80 zł) to prawdziwy strzał w dziesiątkę i świetna przekąska nie tylko do wina. Cienkie i delikatne ciasto, świetnej jakości składniki i oryginalne połączenia smakowe to główne zalety. My wybraliśmy pizzettki Salsiccia (z mascarpone, kiełbaskami estragonowymi, konfiturą z cebuli i mozzarellą), Putanesca (z pomidorami San Marzano DOP, kaparami, oliwkami, anchois, chili i serem Grana Padano) oraz Boscaiola (z pancettą, grzybami, mozzarellą i oregano) i powiem szczerze, że nie potrafiłabym wybrać najlepszej. Dla samych pizzettek warto tu wracać, a to przecież dopiero początek.



Dla jeszcze większego zaostrzenia apetytu przed daniami głównymi, sięgamy po przystawkę mięsną i wegetariańską. Pod tą pierwszą kryje się tatar z chili i lubczykiem (35 zł). Bardzo dobrej jakości mięso jest już wymieszane z klasycznymi dodatkami jak korniszon, cebulka czy grzybki marynowane, co pozwala docenić dobry smak kucharza. Tatara nie trzeba ani doprawiać, ani przerabiać, należy go po prostu ze smakiem zjeść!




Dla wielbicieli warzyw dobrą propozycją będzie sałatka z buraków z kozim serem, pestkami dyni i słonecznika, orzechami i cykorią (28 zł). Sama jestem fanką zestawu burak-kozi ser, a w przypadku tak smakowitego zamarynowania buraka nie mam się do czego przyczepić. Również sos, którym polana jest sałata, to idealnie zbalansowane smaki ziół, miodu i musztardy. Zaskoczyła mnie tylko obecność kalafiora, który moim zdaniem jest w tym daniu zupełnie zbędny i dodaje całości niepotrzebnej goryczki. 



Przechodzimy do konkretów a pierwszym z nich jest pierś kaczki Barbarie z dyniowymi kluskami, szpinakiem i rokitnikiem (58 zł). Mięso kaczki jest idealnie miękkie i różowe, nieco inne w smaku od klasycznej kaczki jaką jada się w większości restauracji. Dyniowe kluseczki balansują gdzieś pomiędzy włoskimi gnocchi a polskimi kluskami śląskimi. Liście szpinaku usmażone są z przyjemną ilością czosnku. I tylko rokitnika szkoda gdy nieśmiało prezentuje się na talerzu w postaci maleńkich kuleczek. Rokitnik to nasze dobro narodowe, pełne witamin i marzy mi się większe wyeksponowanie go w głównym daniu. Może moje życzenie spełni się przy następnej wizycie w Superiore?



Pozostając przy mięsach zamawiamy stek rzeźnika z szalotkami, domowymi frytkami i rzymską sałatą (57 zł). Nie zapytają Was tu o stopień wysmażenia mięsa, ale bez obaw, oni wiedzą jak go podać najlepiej. Stek Bavette (z najlepszej części łaty wołowej) jest idealnym medium rare, ale kroi się go bardzo wygodnie, bez przykrych niespodzianek jak włókna czy żyłki. Kryształki soli wydobywają najlepszy smak mięsa. Frytki domowe to dla mnie szał podniebienia, choć może wiele osób będzie narzekać, że wedgesy są nieco twarde. Ja mam to szczęście jadać prawdziwe domowe frytki u Babci mojego męża i tutejsze łódeczki przypominają mi o tym przyjemnym doświadczeniu.



W ramach niespodzianki zaserwowano nam jeszcze jedno danie spoza menu – buraczane ravioli z mascarpone i ziołami. Potrawa nie tylko pięknie prezentowała się na talerzu, ale i świetnie smakowała, a ciasto było wręcz obłędnie delikatne! Mam nadzieję, że ravioli znajdą dla siebie miejsce w stałej karcie.




Na deser nie starcza nam już miejsca ale to dobrze. Dobrze, bo to motywacja by wrócić i skosztować więcej dań. Choć wcale nie potrzebujemy dodatkowej motywacji…Odwiedzajcie Superiore zanim będzie o nich naprawdę głośno i o wolnym stoliku będzie można tylko pomarzyć. Wróżę wielkie sukcesy!



OCENA:  4.5 / 5


SUPERIORE
Piękna 28/34
Warszawa

Komentarze

Popular Posts