BIAŁA - Po prostu zjedz i wypij!

Nieczęsto zdarza się w Warszawie trafić na restaurację, która jest miejscem nie tylko na dobre jedzenie czy zabawę, ale również z duszą i historią. Gdy zaprojektowaną w latach trzydziestych ubiegłego wieku przez Lucjana Kongolda i Piotra Łubińskiego willą, należącą do rodziny Łepkowskich, zainteresowała się Grupa Warszawa (odpowiedzialna za takie lokale jak Warszawa Powiśle, Syreni Śpiew czy Zorza), wśród okolicznych mieszkańców zawrzało. Bo budynek powinien być odpowiednio chroniony jako zabytek, bo nie uszanuje się jego historii, bo wzdłuż ulicy Francuskiej i tak jest już wystarczająco dużo knajp. A jednak minęły już 3 lata od otwarcia „Białej” a mieszkańcy Saskiej Kępy zakochali się w tym miejscu – w jego bezpretensjonalnej atmosferze, oryginalnej architekturze i przestronnym ogródku, w którym latem można leżakować godzinami z drinkiem czy lemoniadą w ręku. Ja w to lato powróciłam po dłuższej przerwie by sprawdzić, czy „Biała – zjedz i wypij” wciąż trzyma wysoki poziom, którym niegdyś mnie oczarowała.


Budynek zachwyca swoją bryłą i krętymi schodami na antresolę. W ciepły słoneczny dzień rozsiadam się w ogródku, który aktualnie przygotowuje się na rozbudowę o nowe elementy. Wnętrze lokalu jest nowoczesne i pozbawione zadęcia.





2 lata temu skusiłam się tu na menu sezonowe i zamówiłam zielone szparagi z pomidorkami cherry i płatkami dojrzewającego polskiego sera emilgrana oraz kaszotto z pęczaku z tymiankowym mascarpone, jarmużem, kurkami, pomidorkami cherry i ponownie serem emilgrana. Obie pozycje były doskonale przyrządzone, pyszne i świeże. Oczekiwania podczas tej wizyty są więc naprawdę wysokie.



Wybieram się do Białej w porze lunchowej więc ze swym towarzyszem zamawiamy na spółkę jeden dwudaniowy lunch oraz dwa regularne dania z karty. Na dobry początek  - przystawka w formie śledzia Iwashi w oleju lnianym z siemieniem lnianym i cebulką podanego z wędzonym jabłkiem, kwaśną śmietaną i młodym ziemniakiem z koperkiem (17,80 zł) czyli rzecz na wskroś polska i sezonowa. Śledzik jest sprężysty i mięsisty, cebula i olej aromatyczne. Ziemniak lekko al dente przyjemnie łączy się zarówno z olejem lnianym jak i śmietaną. Ale prawdziwą petardą tego dania jest wędzone jabłko, które dodaje unikatowego smaku całości. Porcja spora co za taką cenę cieszy podwójnie.




Osoba z naprzeciwka stołu sięga po letnie orzeźwienie w postaci chłodnika ogórkowego z sosem z sera greckiego z czarnuszką (cały lunch 19,90 zł w godzinach 12.00-16.00). Taki chłodnik jest moim zdaniem jeszcze lepszym wyborem na gorący dzień niż jego buraczany odpowiednik, również dlatego, że jest po prostu lżejszy. Nie przeładowany dodatkami, a z kremową konsystencją, stanowi oryginalną wariację tego dania. Sos z sera trochę mi znika po zmieszaniu z zupą, ale czarnuszka daje orientalnego twista.



Jako danie główne mojego towarzysza pojawia się sandacz na puree z zielonego groszku i fasolki szparagowej z bobem, groszkiem, kluseczkami Babci w pudrze z pietruszki i młodą marchwią (36,80 zł). Danie prezentuje się artystycznie niczym wiosenna łąka pełna zieleni. Sandacz jest delikatny, z nieprzesadną ilością ości, fasolka i bób sprężyste, a puree sycące. Kluseczki Babci zaskakują konsystencją, która przypomina tradycyjne pyzy. Myślę, że to dobra równowaga lekkiej ryby i nieco cięższych dodatków. Wszystko ze smakiem i w adekwatnej do porcji i składników cenie.



Idąc w bardziej street foodowe klimaty sięgam po burgera wołowego z sosem joopi, frytkami i kiszonkami z oferty lunchowej. Menu Białej w ogóle mi się z takimi pozycjami nie kojarzy, więc tym bardziej jestem ciekawa jak wypadną. Niestety nie ocenię stopnia wysmażenia mięsa, gdyż ze względu na dodatkowego pasażera w brzuchu ;) jestem zmuszona poprosić o mięso wysmażone. Kotlet jest za to soczysty, gruby i dobrze doprawiony – palce lizać! Lekko słodkawa bułka i dodatki warzywne idealnie ze sobą współgrają, a absolutnym hitem jest sos joopie na bazie majonezu, curry i suszonych warzyw. Według mnie dostał on dodatkowego kopa jakiejś miodowej nuty bo jest lekko słodkawy, ale idealnie wpasowuje się w mój gust i całą kanapkę zjadam z wielkim smakiem. Poza klasycznymi frytkami nie do końca jestem przekonana do dodatku w postaci ukiszonych kwadratów kapusty, choć doceniam delikatną inspirację koreańskim kimchi.




Do dań raczymy się dzbankiem domowej lemoniady z marakują i maliną (29,90 zł za dzbanek). Nie ma tu żadnego oszustwa i ku mojej radości do napoju wrzucone są solidne kawałki świeżej marakui. Kwaskowość wykręca twarz, ale dla mnie to jest właśnie kwintesencja lemoniady. Rozwodnionym lurom mówię stanowcze nie!


Biała to miejsce do którego chce się wracać, szczególnie w wiosenno-letnim sezonie. To ostoja sąsiedzkiej gościnności, która słusznie zdążyła na stałe wpisać się w krajobraz Saskiej Kępy i ulicy Francuskiej. Pełna nazwa „Biała – zjedz i wypij” mówi sama za siebie – mi tego polecenia nie trzeba powtarzać dwa razy! Niniejszym gorąco zachęcam i Was by tu (dobrze) zjeść i wypić!



OCENA:  4.5 / 5



BIAŁA – ZJEDZ I WYPIJ
Francuska 2
Warszawa

Komentarze

Popular Posts