FAT BUDDHA - Zmysłowy Orient
Pod koniec czerwca tego roku, w samym sercu klubowej
części Warszawy, otworzyło się miejsce trochę magiczne. Za dnia kusząca
niebiańskimi aromatami Azji restauracja, wieczorem niczym Doktor Jekyll i Mr.
Hyde zmieniająca się w grzeszny parkiet taneczny. Czy skąpany w różowych
światłach Fat Buddha skusi nas dobrym smakiem i zmysłowym klimatem? Przekonajmy
się...
Swoją wizytę zaczynamy tuż po otwarciu czyli o
godzinie 17.00. Lokal dopiero się rozkręca, ale jest też czas na wnikliwe
obejrzenie wszystkich zakamarków. Fat Buddha skąpany jest w seksownym, różowym
świetle, pełen jest miękkich foteli z orientalnymi ozdobami. Dla atrakcyjnych
widoków można wybrać się również na balkon, z którym sąsiaduje dodatkowa sala
na imprezy zamknięte. Wszystko mieści się aż na 800m2 i dopracowane jest w
najmniejszym szczególe. Ale czemu się dziwić skoro miejsce to powstało z
inicjatywy Urszuli Ryznar i Roberta Pikóra odpowiedzialnych za sławny już
warszawski klub The View. Prawdziwym patronem restauracji jest jednak 4-metrowy
Buddha, który olśniewa swą złotą poświatą z końcowej części sali. To on góruje
nad artystami i DJ-ami występującymi tu późnym wieczorem. Świątynią klubowej
rozpusty Fat Buddha staje się długo po zmroku, ale by zjeść i zacząć się bawić
warto przyjść tu około 20.00-21.00 i zdążyć w pełni docenić uroki lokalu nim
zaleje go fala roztańczonych gości.
Nim zaczniemy posiłek zamawiam z karty prawdziwego
bohatera tej restauracji - drinka Paseri
(27 zł) stworzonego przez szefa baru Pawła Hybę - zwycięzcę konkursu
Belvedere London Cocktail Week. Ten drink naprawdę zasługuje na medal. Jest
trochę słodki, trochę kwaśny i na pewno bardzo orzeźwiający. Odnajdziemy w nim
świeże maliny, likier brzoskwiniowy i wódkę Belvedere, a całość infuzowana
jest...natką pietruszki, stanowiącą świetny polski akcent. Rodzimym akcentem
jest również ozdoba z kłosa, która chwyta za serce miłośnika folkloru jaki we
mnie drzemie. Ten drink naprawdę wart jest grzechu.
Po aperitifie przechodzimy do jedzenia. Na początek
wybieram pierożki gyoza z krewetką (29
zł), o których słyszałam wiele dobrego między innymi od Głodnej Doroty z
bloga Wariacje Restauracje. Mój towarzysz natomiast decyduje się na ramen (29 zł). Pierożki są zdecydowanie
godne wszystkich pozytywnych opinii - mają cieniutkie i chrupkie ciasto,
wnętrze bogate w sprężystą i soczystą krewetkę, a sos do nich podany jest idealnie
słodko-kwaśny i gęsty co ułatwia jego nakładanie. Mój apetyt narzeka jedynie,
że zjadłby tych pierożków więcej. Nad ramenem pochylę się nieco bardziej z
uwagi, że jadłam ich już całkiem sporo. Ten z Fat Buddha nie jest niestety moim
wymarzonym. Nie brak mu świetnych składników - porządnego makaronu, zrobionego
w punkt jajka, tofu, grillowanych żeberek, bok choy, grzybów shitake i
szczypioru, ale wywar jest zdecydowanie za mało głęboki w smaku i nie czuć w
nim aromatów wszystkich dodatków. Kelner informuje mnie, że wcześniejsza wersja
była bardziej "odważna", ale nie do końca spotkała się z aprobatą
klientów. Wielka szkoda, bo takie miejsce powinno właśnie propagować prawdziwe
smaki, nie oszukane pod polskie gusta. Zerkający na wszystko Buddha nie byłby zadowolony.
Na szczęście ramen udało nam się mocno podkręcić dodając do niego...resztę sosu
od pierożków. Słodkie nuty i sos sojowy w nim zawarty, dodał ramenowi ciekawego
"twista" i resztę zjedliśmy już ze smakiem.
Na danie główne na stole ląduje Grilled Thai Style Chicken (39 zł) czyli pierś z kurczaka z kostką, przyrządzona metodą sous-vide i podsmażona na grillu podana z tajskim sosem, bok choy z grzybami, imbirem chilli i orzeszkami oraz wegetariański Curry Bowl (32 zł) z tofu w tempurze, sosem ze szparagów, cukinii, cebuli, imbiru, szpinaku, curry i mleka kokosowego. Do tego w miseczce podany jest jeszcze ryż kokosowy, endywia, fasola edamame i cienkie paseczki z marynowanej rzepy, marchwi i ogórka. Wszystko - zgodnie z ideą bowla - można dowolnie mieszać. Muszę przyznać, że to danie bardzo pozytywnie mnie zaskoczyło. Nie zakochałam się w bowlach po wizycie w znanej z nich restauracji Raj w Niebie, ale danie z Fat Buddha mogłabym powtarzać w nieskończoność. Każdy składnik tu do siebie pasował, tofu było idealnie chrupkie, a sos niezwykle aromatyczny. Nawet sam ryż miał zdecydowany słodkawy smak.
Kurczak z drugiego dania był przyrządzony perfekcyjnie
- miękki i soczysty w środku z chrupiącą skórką. Dodatki były ciekawe, a sos w
miseczce odpowiednio gęsty i pikantny (ale nie ostry). Jeśli to Wasze jedynie
danie, może doskwierać brak ryżu do dopełnienia całości, ale po sytym ramenie
porcja była w sam raz.
Obsługa w lokalu była absolutnie profesjonalna i
potrafiła doradzić w każdym wyborze. Stanowiło to wisienkę na torcie naszej
całej wizyty. Fat Buddha to miejsce bardzo smaczne i bardzo zmysłowe. Idealne
na randkę, na kolację służbową i oczywiście na dopieszczenie podniebienia przed
wieczorną imprezą. Potem pozostaje tylko ruszyć w tango (czy raczej taniec
bollywood) i dać się ponieść tutejszemu klimatowi i warszawskiej nocy...
OCENA:
4.5 / 5
FAT BUDDHA
Mazowiecka 2/4
Warszawa
Mazowiecka 2/4
Warszawa
wchodząc tam czuć taki powiew luksusu to trzeba przyznać :) nie jest to jakaś kolejna knajpa jakich wiele. Przyznaję, że obsługa jest fantastyczna i mega profesjonalna. Znają menu i mi też doradzili odpowiednie danie, do tego nie narzucają się co jest bardzo miłe :) jedzenie zaserwowali nam doskonałe - makaron soba z krewetki i pesto brokułowym to czysta poezja :)
OdpowiedzUsuń