LOCO MEXICANO - W tym szaleństwie jest metoda

W Stolicy nie brakuje restauracji meksykańskich, ale są one dosyć nierówne. W zeszłym roku wielki sukces (w pełni zasłużony) osiągnęła La Sirena na Pięknej. Mogła to zawdzięczać bardzo autentycznej kuchni i jeszcze bardziej autentycznemu wystrojowi. Nie bez znaczenia był również fakt, że w powstaniu lokalu palce maczali właściciele genialnej włoskiej „Dziurki od Klucza”. Apetyty wznieciła również Maria Kolendra na Bazarku Lotników, którą ze względu na lokalizację i gabaryty ciężko jednak nazwać restauracją – może lepiej sprawdzi się tu jej nowonarodzona siostra na Pradze Północ – Margarita Kolendra. Wysoki poziom trzyma „El Popo” rodziny Kręglickich. Od wielu lat dobrze radzi sobie również Frida na Nowym Świecie, która mimo oczywistego napływu klientów, wciąż serwuje niezłą kuchnię. Podobnie jest też z Blue Cactusem, który dodatkowo kusi kolorami i przestrzenią. Z drugiej strony mamy sieć The Mexican, do której warto chodzić już tylko na tanią margeritę, bo jedzenie od lat jest tam po prostu fatalne. Mamy Tres Amigos, które dopiero co się zamknęło i S’poco Loco, które jest dla mnie jedynie odpowiednikiem meksykańskiego kebaba.


W poszukiwaniu meksykańskich smaków omijałam dotychczas mini sieć (3 lokale) Loco Mexicano, bo zawsze było nie po drodze, a i nikt tego lokalu nie polecił, choć opinie w internecie były naprawdę niezłe. I tak w chłodny, prawie zimowy wieczór, trafiliśmy do Loco Mexicano przy Rondzie Wiatraczna, zapobiegawczo rezerwując stolik. Okazało się to dobrym pomysłem, gdyż lokal nie jest zbyt duży (ale wystarczająco komfortowy), a w czwartkowe popołudnie po pracy szybko się zapełnił. Przywitał nas szeroki uśmiech sympatycznej kelnerki i bardzo kolorowy i ciekawy, jak na możliwości tego miejsca, wystrój. Zabawne malunki tytułowego szalonego Meksykanina, wiszące na sznurkach butelki po alkoholach, powiewające sombrera i kolorowe narzuty stworzyły wesoły, energiczny, ale nie przytłaczający nastrój.







Ucztę rozpoczęliśmy moimi ulubionymi Croquetas con queso y jalapenos (19 zł) czyli panierowanymi kulkami z sera żółtego z dodatkiem papryczki jalapeno w środku. Bardzo pozytywnie zaskoczyła mnie porządna porcja tej przystawki, której absolutnie nie byłam w stanie sama zjeść. Kulki były naprawdę smaczne, nie ociekały tłuszczem, a poziom pikanterii był odpowiedni nawet w miarę jedzenia. Bardzo ciekawy był biały sos, który bardziej niż kwaśną śmietanę przypominał twarożek ze szczypiorkiem – stanowił świetną przeciwwagę do pikantnych kuleczek. Rozczarował troszkę za to sos czerwony, który nie przypominał klasycznej salsy z pomidorami, a raczej włoski sos do pizzy.





Mój towarzysz podjął się wyzwania zjedzenia dwóch dań i zamówił na początek Żeberka wieprzowe Costillas (39 zł) podane z kolbą kukurydzy i frytkami ziemniaczanymi, które restauracja bez problemu zamieniła na te z batatów. Żeberka były wprost wyśmienite! Miękkie, idealnie pokryte apetyczną glazurą BBQ z limonką i kolendrą, która doskonale wyważyła smaki słodkie i dymne. Mięso bez problemu odchodziło od kości, a plastry batatów dobrze korespondowały z lekką słodyczą sosu. Kukurydza pokryta ziołowym masłem była odpowiedniej miękkości.  



Następnie przeszliśmy do flagowych dań kuchni meksykańskiej, opartych na tortilli. Ja wybrałam tacosy, a mój towarzysz quesadillę. Mój wybór okazał się bardziej szczęśliwy gdyż…Quesadilla z krewetkami i kaktusem nopales (33 zł) okazała się niezwykle tłusta i mdła. Choć przyznać muszę, że ilość i wielkość krewetek była bardzo zadowalająca, a ich przyrządzenie prawidłowe, to połączenie ich z serem i majonezowym sosem na wierzchu stanowiło dla mnie barierę nie do przebicia by zjeść nawet jeden kawałek do końca. Braku przypraw i ilości tłuszczu nie udźwignął również kwaskowaty kaktus, który miał zapewne przełamać mdłe smaki. Dodatkowo skapujący po rękach tłuszcz uczynił to danie mało estetycznym do zjedzenia. Zdecydowanie nie polecam go na pierwszą randkę, ani w zasadzie na żadną okazję, skoro w Loco Mexicano jest tyle innych, naprawdę smakowitych dań.



A należą do nich Tacos Cichinita Pibil (28 zł) czyli tortille kukurydziane z szarpaną wieprzowiną duszoną w soku z ananasa i cytrusów, z marynowaną cebulą i kolendrą. Meksykański minimalizm okazał się bardzo trafiony. Wieprzowina rozpływała się w ustach, była soczysta i bardzo aromatyczna, również w sam raz pikantna. Nie wyczuwałam w niej ananasa, ale miała świeży kwaskowy posmak, a cebula była odpowiednio miękka. Tacosy bardzo wygodnie się jadło, mimo że składników nie pożałowano. Do wyboru mamy do tego dania 2 z wielu sosów, ja w szczególności polecam Sweet&Smokey, który jest niczym jeszcze bardziej aromatyczny i wędzony sos BBQ. Fanów serów pleśniowych zadowoli sos Blue Cheese, ale ostrzegam, że to ciężki kaliber dla żołądka. Guacamole smakuje tu w porządku, ale nie jest niestety robione na świeżo i widać po konsystencji i kolorze, że już swoje w kuchni odstało.



Do posiłku zamówiliśmy dwie mrożone herbaty z mango oraz green matchą (10 zł). Podane w estetycznych słoiczkach ze słomką zawierały sporo cytrusów, były mocno kwaśne i z bardzo wyczuwalnym smakiem zarówno mango jak i zielonej herbaty – nie sposób było się tu pomylić. Bardzo dobrze gasiły pragnienie (i pikanterię dań), ale zamówcie je jedynie, gdy lubicie mocno kwaśne smaki.


Loco Mexicano okazało się kolejnym jasnym punktem na warszawsko-meksykańskiej mapie i nie dziwi brak miejsc w lokalu nawet w środku tygodnia. Mimo pewnych niedociągnięć, fani tej kuchni nie będą rozczarowani ani smakiem ani wielkością porcji, a bardzo duży wybór dań zaspokoi głód nawet najbardziej niezdecydowanych.



OCENA :  4 / 5





LOCO MEXICANO
Wiatraczna 2
Grójecka 27
Marszałkowska 17
Warszawa



Komentarze

Popular Posts