KALYAN - Nasza pyszna tajemnica...
Każdy z nas zna takie restauracje, które odkrył przypadkiem, a może po
znajomości, i zachwyciły go smakiem tak, że chętnie zachowałby sekret ich
istnienia dla siebie. Z drugiej strony, słuchając ciągłych pytań znajomych
„jaką knajpę polecasz?”, aż prosi się by swoją tajemną wiedzą obdarzyć innych
smakoszy. Ja swojego „Hindusa” odkryłam 2 lata temu dzięki znajomym właśnie i
od tego czasu jestem mu wierna. No dobrze, czasem oczywiście zaglądam na
indyjskie co nieco do konkurencji (z różnym zresztą skutkiem), ale w końcu i
tak zawsze wracam. Do mojego „Hindusa”, któremu na imię „Kalyan”.
Restauracje pod szyldem „Kalyan” są dwie i obie znajdują się po prawej
stronie Wisły – jedna na Gocławiu, a druga – „Kalyan Dhaba” – przy Teatrze
Powszechnym. W obu jedzenie jest tak samo cudowne i można zamawiać je bez obaw.
Swoją miłością do tej restauracji szybko zaraziłam zarówno przyjaciół jak i
rodzinę. Po niedługim czasie, zamawianie indyjskich potraw z Kalyan stało się
pewną smaczną regułą, a każdy z nas wybierał z menu coś kompletnie innego, co
pozwalało bez pardonu grzebać sobie wzajemnie w miskach z sosami i dodatkami,
czyniąc naszą indyjską ucztę jeszcze przyjemniejszą i bardziej…społeczną. Tak,
tak, forma podawania dań tej kuchni zachęca do dzielenia się i do zabawy przy
stole. A cóż nie cieszy bardziej niż dzielenie się posiłkiem?
Gdy nadszedł Sylwester i przyszło nam po raz kolejny spotkać się w
gronie wielbicieli Kalyana, postanowiliśmy wreszcie zawitać w progi
restauracji. I rozpocząć celebrację tego dnia w miejscu może mało wyszukanym,
ale w pełni zapewniającym rozkosze podniebienia. Mało wyszukanym bo lokal na
Gocławiu nie zrobi na Was ogromnego wrażenia. Jeśli oczekujecie złotych słoni,
różowo-czerwonych materiałów i świecących koralików, musicie szukać dalej. W
Kalyanie jest dość ascetycznie, ale schludnie. Dodatki indyjskie są obecne, ale
nie rzucają się nachalnie w oczy. Może część z Was będzie tym rozczarowana, a
może część odpocznie od stereotypowego indyjskiego wystroju. Ocenę pozostawiam
Wam, a ja zanurzam się w prawdziwe indyjskie smaki…
Podczas wizyty w restauracji na Meissnera na przystawkę
wybieram dla odmiany pozycję z kuchni tajskiej – zupę Tom Kha Kai z kurczakiem (10 zł). Bardzo miło zaskakuje cena, aż
zaczynam się zastanawiać czy aby na pewno oczekuję odpowiedniej zupy. Smakiem
absolutnie nie zawodzi – jest trochę słodka, trochę kwaśna i odpowiednio
pikantna. Ma bardzo dużo kawałków kurczaka i to miło, że mimo ceny, nie
pożałowali go w zupie. Mi jednak brakuje pomidorów i grzybów – chętnie
zamieniłabym na nie część mięsa.
Kolejna osoba wybiera równie przekornie zupełnie nieindyjską przystawkę
– zupę Spinach Chantarelle ze szpinakiem
i kurkami (10 zł). I znowu jest zaskakująco dobrze, kurek jest „na bogato”,
szpinak czuć przyjemnie pod zębem. Dla mnie ta zupa mogłaby być nieco mniej
tłusta, ale wielbiciele rosołu nie będą rozczarowani.
Po zakończeniu kulinarnych przygód wracamy w indyjskie klimaty.
Osobiście jestem wielką fanką sera paneer (jak i sera w ogóle) i jeszcze pod
żadną postacią danie Kalyana z nim w roli głównej mnie nie zawiodło – zarówno
słodki sos Korma, szpinakowy Palak czy słodkawo-pomidorowy Shashi – w duecie z
paneer grają świetnie. Tym razem zamawiam (również nie po raz pierwszy) – Paneer Tikka Masala (19 zł) czyli
grillowany ser paneer w słodkim sosie z mieszanką przypraw barbecue tandoori
oraz kawałkami papryki. Jest tu wszystko co uwielbiam – gęsty sos, mnóstwo
aromatów, piękne zapachy, lekka doza pikanterii, chrupkie warzywa i sprężysty
ser. Danie jest w smaku intensywne, ale nie przytłaczające. Po prostu świetne.
Polecam do niego nie zwykły ryż, a Cashew
Rice (8 zł) czyli smażony ryż basmati ze smażoną cebulą i prażonymi
nerkowcami, który dodaje sosowi nutkę słodyczy.
Następna osoba z naszego towarzystwa decyduje się na
klasyk w postaci Chicken Korma (23 zł)
czyli kawałki kurczaka w kremowym sosie z pastą z nerkowców. Niektóre
restauracje mają z tym sosem problem i wychodzi on zdecydowanie za słodki,
przykrywając niepotrzebnie wszystkie indyjskie przyprawy. Tutaj smak jest
odpowiednio wyważony, a danie nie jest mdłe. To świetna propozycja dla tych,
którzy kuchnię azjatycką preferują w wersji łagodnej.
Kolejne danie to Fish Balti (26
zł) czyli łosoś w sosie pomidorowym ze zmiksowaną
słodką papryką. Łosoś nie jest w tej kuchni wyborem oczywistym i nieco
obawiałam się tej potrawy, ale wyszło łagodnie, kremowo i rybnie w dobrym tego
słowa znaczeniu – czuć, że jest to danie z rybą, ale jej aromat nie przykrywa
innych. Cieszy fakt, że sos nie jest od łososia za tłusty.
Ostatnia osoba z naszej ekipy wybiera baraninę, abyśmy
mogli spróbować różnorodnych dodatków do sosów. Mutton Balti (28 zł) to baranina w sosie pomidorowym ze zmiksowaną
słodką papryką. Podane nie w miseczce, a w estetycznym złotym wiaderku danie,
od razu budzi nasze zainteresowanie. I słusznie, bo jego smak całkowicie odbiega
od wszystkich pozostałych potraw – czuć tu zupełnie inne przyprawy, dużo
czosnku i charakterystyczny smak baraniego mięsa. Jeśli znacie już kuchnię
indyjską, a szukacie w niej oryginalnych aromatów, zamówcie pewnie Mutton Balti.
Do trzech ostatnich dań towarzystwo dobiera chlebki indyjskie Naan w wersji tradycyjnej pszennej (6 zł)
oraz z czosnkiem i masłem (8 zł). Warto
się na nie zdecydować jeśli jemy w restauracji, naany w dostawie zawsze zrobią
się jak kapeć i stracą dużo na smaku i konsystencji. Warto też podkreślić, że
wersja z czosnkiem nie zabija zapachem i można zaryzykować zamówienie takiego
placka nawet podczas randki z ukochaną lub ukochanym. Dla chętnych na coś
bardziej pożywnego dobrą propozycją są Paneer
Paratha (8 zł) - placki razowe nadziewane serem paneer. Można wręcz zaryzykować
stwierdzenie, że to takie indyjskie chaczapuri.
A na deser oczywiście pozycja obowiązkowa – Mango Lassi (8 zł) czyli koktajl na
mleku i jogurcie o smaku mango. Szukaliśmy całą grupą naszego Świętego Graala
Mango Lassi i ten z Kalyana wylądował na podium wraz z koktajlem z Momo-Smak.
Na razie nie mają sobie równych w idealnej harmonii aromatu mango, słodyczy i
delikatności jogurtu lassi.
A Kalyan nie ma wciąż sobie równych jeśli brać pod uwagę ile razy do niego wracamy i ile razy kończymy ucztę objedzeni i zachwyceni…Wy również dajcie się zachwycić i podajcie naszą pyszną tajemnicę dalej!
A Kalyan nie ma wciąż sobie równych jeśli brać pod uwagę ile razy do niego wracamy i ile razy kończymy ucztę objedzeni i zachwyceni…Wy również dajcie się zachwycić i podajcie naszą pyszną tajemnicę dalej!
OCENA: 5 / 5
KALYAN
/ KALYAN DHABA
Meissnera
1/3
Zamoyskiego
26A
Warszawa
Komentarze
Prześlij komentarz