PIKANTERIA - Kuchnia dla niewymagających
Pikanteria na Saskiej Kępie to lokal, który w zeszłym roku obchodził swoje
10-lecie. Wciąż nie narzeka na liczbę gości, utrzymał się w okolicy, w której
inne knajpy padają jak muchy i ma wciąż całkiem dobrą opinię wśród sąsiadów.
Zwykłam postrzegać go jako miejsce w stylu Szwejka – z polskim jadłem w dobrych
cenach i biesiadnym klimatem, który zwiastowała widoczna z ulicy część restauracyjna
na drewnianej werandzie. Ale były to tylko moje wyobrażenia, bowiem przez lata
jakoś nie było mi do Pikanterii po drodze. W końcu udało się tam wybrać z Kamilą
z bloga Ugotowane Pozamiatane i dowiedzieć się, że wyobrażenia nie zawsze
odpowiadają rzeczywistości…
Rezerwacji dokonałam w sali na piętrze, w części dla niepalących. Dobrze czytacie, w tym lokalu znajdziecie salę dla palących i niepalących co jest już chyba reliktem przeszłości. Na szczęście zapachy faktycznie się nie przenikają choć mogłyśmy stwierdzić to jedynie przy dwóch klientach z papierosem w ręku. Sama sala na piętrze w niczym nie reprezentuje biesiadnego klimatu, a raczej dom eleganckiej babci (do tego fanki kina). Są tu bardzo ładnie wykonane obrazy przedstawiające dawne gwiazdy ekranu, meble w starym stylu i czarno-białe akcenty. Powiem szczerze, że takiego wystroju kompletnie się po Pikanterii nie spodziewałam. Ale przyznać muszę, że jest przyjemny i wzbudza we mnie nutkę nostalgii.
Na rozruch zamawiamy po przystawce i do tego oczywiście piwo. Wybór piw jest tutaj naprawdę
zadowalający – z beczki napijemy się Pilsnera i Kozela, a z butelek trunki z
browarów: Ciechan, Racibórz, Zawiercie, Amber, Kormoran, Pinta czy Perun.
Doskonałym dodatkiem do piwa okazują się Precle
piwne podawane na ciepło z masłem (8 zł za 2 sztuki). Są odpowiednio
miękkie, z lekko chrupiącą skórką i słone na odpowiednim poziomie.
Ja wybieram z menu Wątróbki
drobiowe z malinami (24 zł) podane z sałatami, boczkiem, cebulą, śliwkami i
malinowym winegretem. Danie, czy może raczej sałatka, prezentuje się bardzo
apetycznie i bardzo kolorowo. I okazuje się równie smaczne – malinowy sos,
cebulka i śliwki idealnie wyważają goryczkę wątróbki. Danie jest lekkie i
wyraziste zarazem.
Na główną potrawę wybieramy dwa bieguny – rybę i dziczyznę. Kamila decyduje się na Pstrąga pieczonego w domowym pesto (32 zł) podanego z warzywami i polentą. Niestety zachęcająco wyglądające danie tym razem okazuje się mało interesujące. Ryba przyrządzona jest poprawnie, ale smak pesto gdzieś znika, warzywa są przeciętne, a polencie brakuje przypraw. Z rozrzewnieniem wspominam wtedy polentę jedzoną we Włoszech u znajomego. Mimo, że nie oczekuję od Pikanterii maestrii w kuchni włoskiej, to jednak odpowiednia konsystencja i smak polenty to podstawa. Tu ich nie znalazłam.
Przede mną ląduje z kolei Gulasz
z dzika z babą ziemniaczaną i warzywami (32 zł). Zamawiam to danie głównie
ze względu na babkę ziemniaczaną, którą niestety rzadko można zjeść w Stolicy.
Szczęśliwie (a może właśnie nie?) okazuje się ona najjaśniejszym punktem
potrawy – jest puszysta w środku, lekko chrupka na zewnątrz, dobrze doprawiona
i treściwa. Z gulaszem jest już nieco gorzej. Choć mięso jest odpowiednio
miękkie to dodane warzywa (cebula, papryka i pieczarka) w liczbie maksymalnie
dwóch kawałków każde – rozczarowuje, a sos do mięsa gęstością i smakiem
podchodzi nam niestety proszkiem z torebki. Klasyczny zestaw surówek na talerzu
czekał na nasze przyjście chyba od rana co widać po kolorze i suchości. Nawet nie
rozpoczynam ich konsumpcji.
Jestem w stanie uwierzyć, że mało wymagający klient wyjdzie z tej knajpy
zadowolony – porcje są duże, ceny przyzwoite, część dań udanych, obsługa
sympatyczna. Smakosze mogą jednak poczuć się mocno zawiedzeni daniami głównymi,
które przecież powinny być reprezentantami całej karty. A wtedy pewnie po
rozkosze podniebienia udadzą się na pobliską Francuską…
OCENA: 3 / 5
PIKANTERIA
Walecznych 68A
Warszawa
Komentarze
Prześlij komentarz