PASTA I BASTA - W domu czy w restauracji?
Jak każdy foodie kocham kulinarne eksperymenty. Łączenie nieoczywistych
smaków, kreatywność w tworzeniu i dekorowaniu dań, niespodzianki na talerzu. Po
gastronomicznych ekscesach przychodzi jednak czas na odpoczynek i chęć na
prostą, dobrą i pewną kuchnię. Na najbezpieczniejszy wybór z możliwych czyli kuchnię
włoską. Mimo prostoty wykonania nie jest jednak łatwo idealnie oddać włoskie
smaki, a w natłoku włoskich knajpek nie ma wcale wielu mistrzów, których można
polecić w ciemno. Tym razem wylądowaliśmy w restauracji Pasta i Basta na
Mokotowie. Czy nakarmili nas tam jak u włoskiej Mammy?
Restauracja Pasta i Basta to lokal przestronny i przyjemny. W pierwszej od wejścia sali rozsiądziemy się na kanapach w otoczeniu ciekawych zdjęć z widokiem na bar, w drugiej ogarnie nas intymny półmrok. Marzyłyby mi się tylko większe stoły, bo przy obecnych ciężko komfortowo rozstawić się z całym posiłkiem i napojami.
Na przystawkę zamawiamy oczywiście pizzę na dwoje. Pizza Rustica (34 zł) z sosem pomidorowym, mozzarellą, krewetkami,
startą szynką, rukolą i oregano wygląda bardzo apetycznie. Ciasto jest w sam raz
cienkie i dopieczone, sos pomidorowy domowy i smaczny. Ogólny smak pizzy jest
jak najbardziej dobry, natomiast ilość składników w stosunku do ciasta stwarza
dużą dysproporcję. Trzymany w ręku kawałek wygina się pod ciężarem sera czy
szynki i wszystko trzeba łapać w locie. Sprawia to trudność tym bardziej, że do
dania serwowana jest naprawdę smaczna oliwa, ale polanie nią pizzy w tej formie
stwarza duże ryzyko wylania tłuszczu na siebie. Rozumiem, że Polacy lubią „dużo
i na bogato”, ale Neapolitańczyk takiej ilości produktów powiedziałby „basta!”.
Przechodzimy więc do tytułowych pozycji czyli past. Zamawiam Pastę Gamberetti (37 zł) z makaronem
linguine, krewetkami, cukinią, pomidorkami cherry, białym winem i peperoncino.
Kuchnia bez problemu wymienia mi makaron na tagliatelle co bardzo się chwali.
Upewnia się też, czy świadomie decyduję się na pikantną potrawę. Nie ma obaw –
pasta jest rzeczywiście wyczuwalnie pikantna, ale na przyjemnym poziomie. Każdy
kto lubi trochę ostrości będzie zadowolony. Bardzo smaczny, sprężysty makaron i
zrobione w punkt krewetki (w bardzo zadowalającej ilości) to główne plusy tej
pozycji. Zabrakło mi natomiast więcej przypraw, więcej czosnku, słowem –
wydobycia z dania pełni smaku, które mogło zaoferować.
Mąż zamawia Pastę Piccante (34
zł) z makaronem linguine (również zamienionym na tagliatelle) w sosie z
ostrym włoskim salami, świeżą miętą, białym winem, brandy i czosnkiem. Na
pierwszy rzut oka pasta wygląda dosyć biednie jeśli chodzi o składniki, ale
kryje w sobie zadziwiające smaki. Nie spotkałam się jeszcze z dodatkiem mięty
do tego typu makaronu i w zasadzie do teraz nie jestem w stanie jednoznacznie
określić czy mi to smakowało czy nie. Doceniam jednak inwencję i odwagę!
Ostrość dania była za to w sam raz, a salami świetnej jakości.
W pełni zawiodła nas za to lemoniada
(25 zł za karafkę), która stanowiła połączenie wody gazowanej z niewielką
ilością cytryny, była bardzo rozwodniona i niemal bez smaku.
Myśląc o daniach w Pasta i Basta cofam się pamięcią do czasu, gdy
mieszkałam we Włoszech u rodziny włoskiego znajomego. Zwiedziliśmy trochę
restauracji, a jeszcze częściej jedliśmy dania jego mamy w domu. Czy mama
podałaby taki makaron swojej rodzinie? Zdecydowanie tak. Czy zjadłabym taki
makaron w restauracji we Włoszech? Raczej nie. Kuchnia domowa i kuchnia
restauracyjna w każdym kraju znacząco się różnią. Ja po restauracji oczekuję
fajerwerków i zaskoczenia wybitnym smakiem, ale kuchnia domowa jest również
dobrym odniesieniem dla każdego restauratora. Którą wersję wybierzecie? Decyzję
pozostawiam Wam.
OCENA:
3.5 / 5
Odolańska 5
Warszawa
Komentarze
Prześlij komentarz