WĘGRY : CO ZJEŚĆ? CO WYPIĆ?

Mówi się, że Polak i Węgier to dwa bratanki i uważam, że wiele w tym prawdy. No bo jak tu nie czuć braterstwa z narodem, który tak samo jak my kocha zabawę, kiełbasę i mocny alkohol ;) A do tego jeszcze produkuje doskonałe wina w dobrej cenie! To jedno z nielicznych Państw, które otworzyły się dla Polaków i na Polaków w ciężkich czasach PRL-u. Braterska więź umacnia się więc między nami od lat i mam nadzieję, że jeszcze długo będzie to nić nierozerwalna. Dlaczego? Bo Węgry i ich Budapeszt to jedno z moich ukochanych miast Europy. Kolorowe, kreatywne, oryginalne i niezwykle towarzyskie. No i pełne sycącej, czasem ciężkiej, ale zawsze smakowitej kuchni! 


 


CO JEŚĆ?

Ja mówię „Węgry”! Wy mówicie? Gulasz! Pierwsze skojarzenie zapewne nie może być inne. Zdziwić Was może jednak fakt, że na Węgrzech pod nazwą Gulyás wcale nie kryje się danie mięsne a…zupa. Gorąca, bardzo sycąca, pełna mięsa i warzyw  – przede wszystkim papryki i cebuli. Przepisów na Gulyásleves może być naprawdę wiele, ale jedna zasada jest niepodważalna, jeśli chcecie by gulaszowa była w pełni węgierska. Na początku jej przyrządzania należy bezwzględnie podsmażyć na tłuszczu paprykę w proszku czyli przyprawę z suszonej papryki. Dopiero później możecie bawić się w dodawanie bulionu, mięsa i warzyw. Oryginalna papryka z tego kraju zapewni zupie niepowtarzalny smak. Ja najbardziej lubię gulaszową podawaną w kociołku. Nie traci wtedy temperatury i cały jej smak zostaje w pełni wydobyty.



Gdzie w takim razie znaleźć danie przypominające nasz rodzimy gulasz mięsny podawany z kaszą? Szukajcie go w menu pod nazwą Pörkölt. To zupa gulaszowa w wersji stałej. Nie brakuje więc w tej potrawie suszonej papryki, cebuli i mięsa. Bardzo istotne jest by wieprzowina lub wołowina dusiła się we własnym sosie (i własnym tłuszczu), a więc należy uważać z dolewaniem wody. Można za to podlać gulasz doskonałym węgierskim winem. Na Węgrzech tak przygotowane mięso częściej podaje się z ziemniakami niż z kaszą. Wbrew pozorom ma zupełnie inny smak od naszego polskiego gulaszu, w moim odczuciu ciekawszy i bardziej głęboki. W gulaszowym starciu Węgry wygrywają 1:0.


Kolejną węgierską sławą jest Leczo, w którym to duszone mięsiwo zastępuje swojska kiełbasa. Im bardziej wędzona tym smak mocniejszy. W niektórych leczo znajdziecie duet kiełbasy i mięsa – po takim posiłku wierzcie mi, że długo nie będziecie głodni! Podstawowymi składnikami warzywnymi tego dania prócz klasycznie papryki i cebuli są pomidory; dodana może być też cukinia, bakłażan lub pieczarki. To wszystko podane oczywiście z ryżem. Głębię smaku wydobywa tu smażenie suszonej papryki na smalcu. Leczo to jedyne danie z tej wielkiej węgierskiej trójcy, które można moim zdaniem udanie zaadaptować na potrzeby wegetarian, choć oczywiście nie ma to jak dobra kiełbaska ;)



Czas na mój absolutny numer 1, króla węgierskiego street foodu – Langosza! Drożdżowy placek smażony na głębokim tłuszczu to nie propozycja dla liczących kalorie! Obowiązkowo z sosem śmietanowym z czosnkiem, w wersji klasycznej jedynie z posypką z żółtego sera – uwaga - podawanego na zimno. Nawet w tak okrojonej wersji jest po prostu wyśmienity, ale pod warunkiem, że jest świeżo zrobiony. Rodzajów langosza jest tyle, że można dostać oczopląsu. Ja polecam wybrać się po niego na pierwsze piętro Wielkiej Hali Targowej czyli Vásárcsarnok i nie zrażać się długą kolejką. Stoi tu ona nie bez przyczyny, na pewno będziecie zachwyceni tymi placuszkami.




A skoro już zawitacie do Hali nie zapomnijcie o kulinarnych zakupach! Pozycja obowiązkowa na prezent i niezwykle łatwa do przewiezienia? Oczywiście sproszkowana papryka. Sprzedawana najczęściej w duetach łagodnym i ostrym z ozdobnymi drewnianymi sztućcami lub czerpakiem nie jest wcale przereklamowana i słabej jakości, po otworzeniu foliowego zabezpieczenia na długo zachowuje zapach i aromat.



Zakup numer dwa to Gyulai Kolbász czyli oryginalna węgierska kiełbasa z papryką. Pikantna, pełna smaku, miękka w środku, dosłownie rozpływa się w ustach po ugryzieniu. Aż szkoda skrawać ją do dań gotowanych czy pieczonych – mi najbardziej pasuje jedzona po prostu w grubszych plasterkach jako przekąska do węgierskiego czerwonego wytrawnego wina Kékfrankos lub Egri bikavér.



SŁODYCZE

Austria ma swój Tort Sachera a Węgry mają Tort Dobosza. Wymyślony przez budapesztańskiego cukiernika Józsefa Dobosa, pokazany po raz pierwszy na wystawie cukierniczej w 1885 roku, szybko stał się hitem. Składa się on z cienkich warstw ciasta biszkoptowego przekładanego masą czekoladową (na bazie masła, cukru, jajek i kakao), a uwieńczony jest warstwą karmelu zapobiegającą szybkiemu wysychaniu ciasta. To propozycja dla fanów deserów bardzo słodkich. Prawdziwym doświadczeniem będzie zjedzenie go w najstarszej cukierni w Budapeszcie – istniejącej od 1827 roku Ruszwurm.

foto: foodgawker.com


Kolejny bardzo popularny słodki przysmak to Kürtőskalács czyli Kurtosz lub jak kto woli Kołacz węgierski. To ciasto z mąki pszennej, które po upieczeniu nad żarzącym ogniem lub w specjalnym opiekaczu kształtem przypomina komin (po węgiersku ”kürtő”), a w trakcie konsumpcji rozwija się niczym sprężyna. Najczęściej podawany jest z posypkami w różnych smakach. W Polsce upolować go można w niektórych food truckach i naprawdę nie odbiega za wiele od tego dostępnego na Węgrzech.

foto: vitezkurtos.com

Ze słodyczy masowych polecam spróbować batonika Turo Rudi. To na Węgrzech taki sam klasyk jak nasze Prince Polo i zdecydowanie najpopularniejsza słodka przekąska. W wersji oryginalnej jest to pałeczka z masy twarogowej polana ciemną czekoladą. Zastygnięta czekolada ma formę chrupką a wnętrze jest miękkie, w smaku zarówno słodkie jak i kwaskowe. To z pewnością intrygujący deser i warto go poznać. Uwaga! Batoniki Turo Rudi należy przechowywać w lodówce jak każdy produkt mleczny. Należy również upewnić się czy nie są skwaśniałe, jeśli przywieźliśmy je do Polski.

foto: fabko.com


CO PIĆ?

Wina, wina i jeszcze raz wina. Czy wspomniałam o winach? Węgry mają to do siebie, że produkują świetne wina zarówno ze szczepów popularnych na całym świecie jak i z rodzimych odmian. Większość z nich jest w naprawdę dobrej cenie. Moje czerwone faworyty to Kékfrankos i różne odmiany Bikavér czyli tzw. byczej krwi. Z białych zachwycały mnie Furmint i Muscat.

No i jest jeszcze flagowe słodkie wino węgierskie czyli Tokaj, który doczekał się nawet wzmianki o sobie w węgierskim hymnie. Swoją nazwę zawdzięcza regionowi uprawy winorośli. Istnieją dwa główne rodzaje tokaju: szamorodni - i aszú. Ten pierwszy to wytwór „pochodzący z natury”  - otrzymywany z moszczu tłoczonego z niesortowanych winogron, a więc również tych przejrzałych czy spleśniałych. Aszú to z kolei najbardziej popularny tokaj, któremu słodyczy dodają winogrona podsuszane. Dostępny z oznaczeniami 3, 4, 5 rzadziej 6 puttonów. Im więcej puttonów tym wino słodsze, droższe i bardziej ekskluzywne. 

Dla wielbicieli mocniejszych trunków obowiązkową pozycją jest Palinka. Owocowa wódka produkowana ze śliwy, gruszy, jabłoni, czereśni, morwy lub moreli to przyznam nie moje smaki, ale zawartość alkoholu wahająca się od ok. 35% do nawet 70% z pewnością ożywi niejedną imprezę ;).


Na trawienie i smakowanie zarazem dobrym prezentem może okazać się zdobna buteleczka Unicum – ziołowego likieru produkowanego podobno z ponad 40 rodzajów roślin. Ciemny, goryczkowy i mocny (40%) dla mnie stanowił nie lada wyzwanie, ale z pewnością ładnie prezentuje się na półce.

foto: thespruceeats.com

Węgry to kraj dający odmienność i wytchnienie, a jednocześnie miejsce, w którym czułam się jak w domu. Dajcie się porwać jego naturalnemu rytmowi, a będziecie chcieli wracać po więcej!

Komentarze

Popular Posts