YATHAI - RAMEN ZDETRONIZOWANY!

Mówi się, że jak coś jest do wszystkiego to jest do niczego. Podobne myślenie pojawia się u mnie gdy słyszę, że jacyś gastronomiczni twórcy, którzy po pierwszej próbie osiągają sukces, zabierają się za zakładanie kolejnych lokali efektem czego jakość wszystkich spada. Bo być człowiekiem renesansu nie jest w dzisiejszych czasach łatwo, a znać się tak samo dobrze na wielu kuchniach wydaje się mało prawdopodobne. Z drugiej strony właściciele ukochanej przeze mnie włoskiej Dziurki od Klucza poszli w kuchnię meksykańską, a potem w rameny (recenzja Arigator Ramen Shop TUTAJ) i okazało się, że wszędzie karmią tak samo dobrze. Właściciele nowo otwartej restauracji YaThai od ramenów zaś zaczęli, a na celowniku postawili sobie kolejną kuchnię azjatycką. Poprzeczkę po swoich ramenach postawili sobie naprawdę wysoko. Czy w kuchni tajskiej odnaleźli się równie dobrze?


W YaThai na Chmielnej pojawiamy się niedługo po otwarciu. Lokal jest malutki, ale przytulny. Wkoło cieszą oczy kolorowe dekoracje przywodzące na myśl raczej tajskie wakacje na wyspach aniżeli street food rodem z Bangkoku. Dopiero gdy zauważamy elementy falistej blachy i wiszących kabli zaczynamy czuć się jak na naszym ostatnim wyjeździe. Bo kuchnie w Bangkoku to blacha, kable i plastikowe krzesełka i to nawiązanie niezwykle przypada mi do gustu.






Zaczynamy od absolutnej klasyki czyli pikantno-kwaśnej zupy Tom Yum z krewetkami (35 zł dla jednej osoby, 65 zł dla dwóch). W oczy rzuca się od razu imponujący rozmiar krewetki. To właśnie za tym chyba najbardziej tęsknimy po powrocie z Tajlandii (no dobra i po talerzu darmowych owoców po każdym posiłku w większości knajp :) ). Co prawda w miseczce pływa samotnie jeden osobnik, ale za to nie brakuje w niej ryby, tofu i owoców morza. Pozycja jest idealnie zbalansowana między smakiem kwaśnym a ostrym i jakkolwiek to nie zabrzmi po prostu smakuje jak w Tajlandii.



Ja zamawiam flagową potrawę YaThai czyli Chiang Mai Khao Soi (33 zł) podawaną z toppingami: limonką, cebulą i elementami kiszonymi. Zawiesista zupa zabielana kokosowym mlekiem, z porządnym mięsnym wsadem i makaronem jajecznym to zdecydowanie moja bajka. Makaron, jak stanowi przepis, jest tu podawany w dwóch formach – ugotowanej oraz podsmażanej. Różne faktury czynią potrawę ciekawszą i pogłębiają wrażenia smakowe. Czytałam w internecie głosy, że klienci uważają go za twardy, ale chrupkość a twardość to co innego i mam nadzieję, że YaThai pozostanie przy oryginalnym przepisie. Kurczak i wołowina są za to miękkie, choć myślałam, że nóżka z kurczaka bardziej nasiąknie smakiem curry. No i bulion…proszę Państwa…ten bulion to jest prawdziwa poezja! Głębia i wielowymiarowość smaków to właśnie to co znajduje się w misce z Khao Soi. Jeśli cokolwiek zdetronizuje tak modny teraz ramen to właśnie ta fantastyczna zupa!






Bardzo solidne porcje zup nie pozwalają nam wziąć więcej niż jednego dania głównego na dwoje. Ponieważ curry na tajskich pastach jemy i gotujemy w domu często, wybieram Kiełbasę Sai Ua (30 zł) podawaną z kleistym ryżem i klasyczną sałatką z zielonej papai Som Tam, która idealnie wpisuje mi się w wyobrażenie street foodu. I faktycznie jest to danie proste, ale smakiem i prostotą podbijające podniebienie. Przede wszystkim nie popełniajcie tego błędu co ja jedząc każdy kawałek kiełbasy z podawaną do niej pastą z zielonego chili. Pasta jest smaczna i i tylko delikatnie pikantna, ale musicie obowiązkowo spróbować tę kiełbaskę saute. Czuć w niej przyprawy, cebulę i dobrej jakości mięso. Nie wpadłabym w życiu na pomysł by podać sticky rice do kiełbasy, ale to się naprawdę sprawdza. Wielkie nadzieje wiążę z Som Tam, która szczęśliwie jest tu rzeczywiście z zielonej papai (co w tajskich restauracjach w Warszawie wcale nie jest takie oczywiste). Sałatka jest przyjemnie kwaskowa, ale by oddać idealnie jej smak z Tajlandii brakuje mi w niej więcej ostrości i orzechów na wierzchu. Powiecie, że się czepiam, bo zarówno chili jak i orzechy, przez całą kolację stoją na stole by się częstować,  ale ja jednak jestem za tym, by Polaków edukować w azjatyckich smakach na 100% a nie na 90%. Szczególnie, że oryginalna Som Tam jest naprawdę wyśmienita, a pozbawiona pikanterii i chrupkości orzechów jest po prostu niekompletna.




To nie zmienia oczywiście faktu, że kuchnia w YaThai jest świetna i autentyczna. A gdy usłyszałam od kelnerki, że za kilka dni wchodzi do menu czerwone curry z kaczką, już zaczęłam zacierać ręce. Zjecie tu solidnie i bardzo aromatycznie. A właścicielom gratuluję świetnego smaku i umiejętności przeniesienia tych aromatów na drugi koniec świata. Oto przed Wami kulinarni ludzie renesansu!




OCENA:  4.5 / 5


YATHAI
Chmielna 36
Warszawa


Komentarze

Popular Posts