ŻARCIE NA KÓŁKACH: START SEZONU 2019
Jak co wiosnę niecierpliwie oczekiwaliśmy otwarcia sezonu food
truckowego z Żarcie na Kółkach. Ich impreza na Stadionie Narodowym w Warszawie,
goszcząca aż setkę wozów, to już wydarzenie kultowe dla wszystkich smakoszy, a
dla nas pozycja obowiązkowa w kalendarzu. Ta edycja była dla mnie wyjątkowa, bo
blog Na Ostrzu Języka objął patronat medialny nad imprezą. A jak można było
lepiej to uczcić niż bijąc rekord zrecenzowanych na zlocie dań? Oto więc przed
Wami gorąca 17-tka food trucków, które towarzyszyły nam w ostatni weekend.
Zdarzyły się zachwyty, zdziwienia, ale i kompletna porażka. Czytajcie kto
wzbudził nasz podziw, a kto najbardziej rozczarował.
Liczba wozów z jedzeniem w ostatnich latach zwiększyła się tak bardzo,
że trudno teraz upolować coś oryginalnego, nawet na dużym zlocie.
Zainteresowała nas oferta Slovak Street
Food by Rosto, który oprócz numeru jeden kuchni słowackiej – wyprażanego
sera, serwował między innymi kluseczki
ziemniaczane z boczkiem, szczypiorkiem i śmietaną (22 zł). Ta potrawa to
smak dzieciństwa mojego męża. Propozycja okazała się wyśmienita! Kluseczki były
miękkie i idealnie od siebie oddzielone, śmietana wcale nie sprawiała wrażenia
ciężkiej. Nie można tego samego powiedzieć o boczku, ale cała kompozycja była
po prostu pyszna! Zajrzyjcie do tego wozu, gdy zmęczą Was wszędobylskie burgery
i burrito.
Dla miłośników bardziej klasycznych klusek idealną propozycją jest food
truck Po Nitce. Pisaliśmy już o nich
w zeszłym roku, tym razem powróciliśmy po Raviolacci
z cukinią i pikantnym salami (22 zł) czyli prostokątne poduszeczki polane masłem
i balsamico, podane z rukolą, pomidorkami cherry i serem parmigiano reggiano.
Myślę, że każdy Włoch pochyliłby się z szacunkiem nad tutejszym własnoręcznie
wyrabianym makaronem o idealnej konsystencji. Farsz raviolacci był
delikatniejszy w smaku niż się spodziewałam, ale pikanteria salami stanowiła
miłą przeciwwagę. Zjedliśmy to danie z apetytem i cieszymy się, że wóz dalej
trzyma dobry poziom!
Pierwszy ze zjedzonych przez nas w ciągu dwóch dni burgerów to kanapka Koza (22 zł) z wołowiną, serem
kozim, rukolą, sałatą, pomidorem i bułką maślaną od trucka Z kury czy z byka. Burger okazał się dość kompaktowy, ale dzięki
temu wygodny w jedzeniu. Ser kozi miał ciekawą konsystencję musu, który jednak
dość delikatnie oddawał jego smak. Bardzo na plus zaskoczyła nas maślana bułka
i przepyszne sosy. Na zdecydowany minus kotlet zrobiony absolutnie well done.
Inny rodzaj kanapki zaproponował wóz Philly’s Finest. Philly
Classic (25 zł) to cienko pokrojony grillowany antrykot wołowy, piklowana
zielona papryka i cebula oraz roztopiony ser żółty schowane w bagietce.
Filadelfijskie kanapki kojarzą mi się raczej z mięsem w większych kawałkach, tu
wyglądało ono raczej na mielone niż cienko siekane. Niemniej jednak wołowina w
połączeniu z cebulą i papryką okazała się soczysta i wyśmienita a ser, który
przybrał wręcz konsystencję sosu, idealnie obkleił wszystkie składniki. Tą
pozycją można było się najeść!
Wielbiciele azjatyckich smaków też mieli w czym wybierać. Dla nas food
truckowym numerem jeden w kwestii pad thaia pozostaje Tuk Tuk. Ich pad thai z
krewetką (25 zł) to niebiański słodkawy sos z tamaryndowcem, który nie
zabija jednak smaku szalotek, cebuli, jajka, tofu ani pokaźnych w rozmiarze
sprężystych krewetek. Smaki są tu naprawdę idealnie zbalansowane, a dodatek
kiełków, orzechów i limonki stanowi przysłowiową „kropkę nad i”. Uwielbiam!
Z meksykańskich klimatów wpadliśmy odwiedzić food truck El Camino, który na zamknięciu sezonu w
zeszłym roku nieco nas rozczarował rozpadającą się ubogą quesadillą. Warto było
dać im kolejną szansę, bo tym razem quesadilla
z kurczakiem (22 zł) była naprawdę bogata w składniki, sera było w sam raz
by utrzymać wszystko w ryzach, a pomidorowa salsa była bardzo odświeżająca. Do
ideału brakowałoby mi tylko doprawienia kurczaka jakimiś meksykańskimi
przyprawami :)
Burger numer dwa na zlocie to Umami
Burger (24 zł) z food trucka Wehikuł
Smaku. A w środku wołowina, bekon, grzyby, anchovies, cebula, pomidor confitowany
i ser wędzony. Dobrze się zapowiadała taka eksplozja smaków, niestety w
rzeczywistości część z nich zupełnie nam umknęła. Najbardziej na wierzch wybił
się aromat wędzonego sera i confitowanego pomidora, grzyby były bardzo słabo
wyczuwalne, a intensywne przecież anchovies wcale. Na plus miękka maślana bułka
i soczyste mięso. Pomysł jest wyborny i bardzo przyklaskuję takim oryginalnym
połączeniom, ale nad wykonaniem trzeba jeszcze trochę popracować.
Pierwszy raz na zlocie mieliśmy okazję zjeść zawijane w pitę kofty czyli
mielone kotleciki na modłę bałkańską – takie rarytasy serwował truck Szama-Man. Wrap Grek Zorba (22 zł) z koftą wołową, sałatą, oliwkami, pomidorem,
cebulą, sosem czosnkowym i serem feta w picie zaskoczył pozytywnie tym,
że…zdecydowanie lepiej smakował niż wyglądał ;) Cała pita dość mocno rozpadała
się po otworzeniu, ale w środku znalazłam wszystkie te aromaty, których bo
greckim wrapie oczekiwałam. Gwiazdą było dobrze doprawione mięso i feta, która
apetycznie pokryła całe wnętrze dania.
Kolejną kompletną nowością były wytrawne bąbel-wafle (albo raczej
bąblo-gofry) serwowane przez Słona Story.
Chcieliśmy zamówić wersję Azja, ale załapaliśmy się na wafla Food-Porn (20 zł) z wołowiną, serem
cheddar, piklami, frytkami, szczypiorkiem i mayo chipotle. Ta potrawa to trochę
fantazja szalonego naukowca, ale muszę przyznać, że nawet udana. Z początku
bardzo dziwne wydawało mi się, że bąblowy gofr jest słodki jak w typowym
deserze. Sens tego zabiegu zrozumiałam przegryzając go z bardzo słonymi
frytkami i kwaśno-słodką piklowaną marchewką (swoją drogą pyszną) oraz mięsem.
Trzeba przyznać, że ktoś miał głowę na karku tak brawurowo łącząc wszystkie
smaki i myślę, że warto tego dania choć raz spróbować by wyrobić sobie własną
opinię.
Najgorszym wyborem tego zlotu okazała się zapiekanka z wozu POżarcie. Opcja Testosteron (15 zł) obniżyłaby chyba poziom tego hormonu każdemu
mężczyźnie. Bułka z szynką, salami, boczkiem, jalapeno i ogromną ilością sera
wyglądała jak weekendowa propozycja biednego studenta. Mięsa było mało,
wszystko tonęło w serze słabej jakości, zabrakło chrupkości i świeżości.
Właściwie jedyne co mi w zapiekance naprawdę smakowało to oparty na jogurcie
sos czosnkowy.
W opcji wegetariańskiej pokusiliśmy się o Falafela z Falenicy (18 zł) z wozu Świder Food Truck. To był najlepszy falafel jaki jadłam
kiedykolwiek w mobilnym wozie. Doskonale doprawiony, bardzo bogaty w warzywa
zarówno świeże jak i duszone składające się na sos szakszuka. Do tego jeszcze
drugi sos na bazie jogurtu greckiego i tahini i naprawdę mamy idealną
kompozycję prezentującą arabskie czy też bliskowschodnie aromaty.
Burger numer 3 wjechał na talerze z wozu Beef’n’Roll i szybko zdeklasował konkurencję. Nacho’n’Beef (24 zł) skrywał w sobie wołowinę, bekon, ser raclette,
sałatę, czerwoną cebulkę, nachosy, guacamole i sos chipotle. Na pierwszy rzut
oka widać było, że nie pożałowano w nim składników. Było na bogato guacamole,
nachosów, mięsa i warzyw. Kotlet był różowy w środku jak powinien, bułka
chrupała aż miło. Czuć było wszystkie obiecane składniki a porcja była ogromna.
Można u nich zamawiać w ciemno!
Po raz kolejny wpadliśmy do wozu Fit
Fat z Katowic, który możecie kojarzyć z programu „Biznes na Kółkach” na
kanale Discovery. Parę lat temu
zamówiliśmy tu quesadillę z chilli con carne w środku, co jest opcją o dziwo rzadko
spotykaną. Tym razem dostępne były quesadille
i burrito z kurczakiem lub wege w wersji grande (20 zł) lub normalnej (18
zł). Główną mocą tego food trucka jest świetne doprawienie mięsa, które
daje mu prawdziwie meksykańskiego smaku. Warto się skusić!
Jako wielka fanka naleśników nie mogłam odmówić sobie i tego przysmaku.
Pionierami w naleśnikach z wozu jest Francuska
Robota oferująca składane w trójkąt przysmaki zarówno na słodko jak i
słono. Tym razem wybrałam Ostatnie
życzenie (17 zł) czyli naleśnika ze szpinakiem, szynką, mozzarellą, serem
mimolette i żurawiną. Wszystko się tu zgadza, każdego składnika jest w środku w
sam raz, czuć każdy produkt pod zębem a ciasto naleśnikowe jest bardzo
delikatne. Wybaczcie fatalne zdjęcie, gdyż aparat odmówił posłuszeństwa a pora
była już nie najjaśniejsza ;)
Na słodko na żadnym warszawskim zlocie nie może zabraknąć owoców w
czekoladzie Fragola. To słodyczowy
Kidi Land każdego dziecka i dorosłego. Dostaniecie tu niemal wszystko od jabłek
przez ananasa do papryczki chili - w
wersji z czekoladą białą, mleczną, deserową i gorzką, z posypkami lub bez, w
cenach od kilku do kilkunastu złotych za patyczek. To jedno z nielicznych
miejsc gdzie naprawdę uwielbiam czekoladę mleczną, która zazwyczaj jest dla
mnie za słodka. A moje ukochane owoce w czekoladzie to ananas i truskawka, ale
jeszcze wiele smaków przede mną do odkrycia.
Równie oryginalną słodkością były kołacze lub też kurtosze węgierskie z
mini trucka Niebo w Gębie. Wiele
razy widywałam je na zlotach i jakoś nigdy nie było mi po drodze, ale zachciało
się nam deseru na wynos więc zamówiliśmy Kołacza
z kokosem i nutellą (12 zł +2 zł nutella). Deseru starczyło na 3 osoby do
herbaty w domu. Ciasto było bardzo delikatne, nutella wyczuwalna choć niewielka
jej warstwa. Marzyłoby mi się nieco więcej wiórków kokosowych, ale muszę
przyznać, że takie uwieńczenie uczty było całkiem przyjemne.
No i na koniec napitek – w tym sezonie bardzo oryginalny. Smoothie
owocowe miksowane na…rowerze. Zacny to pomysł stoiska Cocktailbike propagujący kulturę bycia eko i fit, ale zamówcie te
napoje na początku zlotu bo po wielkiej wyżerce może być trudno pedałować (na
szczęście obsługa spieszy z pomocą). Zamawiam smoothie Zielono Mi (13 zł) ze szpinakiem, jabłkiem, bananem i
tłoczonym sokiem jabłkowym. Koktajl jest naprawdę przepyszny i orzeźwiający.
Zdrowo nie musi znaczyć niesmacznie!
Więcej wozów nie pamiętamy i żadnego nie żałujemy ;) Korzystajcie z naszego przewodnika po tegorocznych food truckach i widzimy się na następnych zlotach!
Cieszymy się, że smakowało smoothie wykręcone na rowerze :)
OdpowiedzUsuń