NABO CAFE - Hygge na talerzu

Założyć w Warszawie restaurację z kuchnią włoską czy azjatycką to nie sztuka. Ale otworzyć lokal z prawie nikomu nie znaną kuchnią duńską to wielka odwaga, a utrzymać jej sukces przez lata to już mistrzostwo. Udało się to restauracji Nabo Cafe, w której mimo trudno dostępnej (choć wizualnie atrakcyjnej) lokalizacji i braku reklam w mediach społecznościowych, wciąż ciężko o miejsce „z ulicy” – szczególnie w najpopularniejszych godzinach. Spotkać tu Kubę Wojewódzkiego, Ewę Farnę czy Andrzeja Chyrę to standard, a mimo to Nabo nie traci sąsiedzkiego klimatu połączonego z przyjaznym stosunkiem do dzieci i rodzin. A może w tym tkwi sekret skandynawskiej gościnności? Na czym zaś polega sekret, że do tego miejsca wciąż chce się wracać – czytajcie w poniższej recenzji.


W sezonie wiosenno – letnim Nabo Cafe nabiera wyjątkowego charakteru. Szczególnie kusi umiejscowiony na zewnątrz stół z siedziskami w formie…huśtawek. Ale i klimatyzowane wnętrze zachęca do odwiedzin. Naokoło widać ciosane w drewnie stoły i krzesła w skandynawskim stylu oraz pokoik dla dzieci z typowo duńskimi elementami wystroju.






Choć w cztery osoby przychodzimy tu na lunch, to po weryfikacji menu już wiemy, że zjemy tu o wiele więcej. Zaczynamy od oryginalnej przystawki – racuszków z jabłkami z wędzonym pstrągiem, śmietaną i kawiorem (28 zł). Danie, które w oryginale kojarzy się z deserem, bardzo pozytywnie zaskakuje wytrawnymi smakami. Racuszki są rumiane i chrupiące z delikatną nutą jabłka, którego słodycz idealnie przełamuje słoność pstrąga. Kremowa śmietana i orzeźwiające kuleczki kawioru dodają przysłowiową „kropkę nad i”. To pozycja zdecydowanie godna polecenia!




Na danie główne zacznę od totalnej duńskiej klasyki czyli Fiskefrikadeller. To nic innego jak klopsiki rybne z sosem remoulade i frytkami (27 zł) - czyli takie duńskie „fish & chips”. Może jestem nieobiektywna, bo sos remoulade kocham nad życie i ani moja ani niczyja wycieczka do Danii nie może obyć się bez moich błagań o jego zakup, ale to danie po prostu jest idealne w swojej prostocie. Kotleciki z łososia i dorsza są w środku soczyste a na zewnątrz chrupkie, sos idealnie dopełnia ich smak, frytki są złociste i odpowiednio dopieczone. Świetne danie zarówno dla dorosłych jak i dzieci. 




Mniej duńsko kojarzy się makaron z chorizo, krewetkami i szpinakiem (36 zł), choć jak informuje menu, duńsko – hiszpański romans jest już mocno ugruntowany. Dla mnie ważny jest fakt, że smakuje po prostu obłędnie. Kiełbasa chorizo jest niezwykle aromatyczna, szpinak i krewetki świetnie do niej pasują. Sos śmietanowy czyni to danie nieco ciężkim, więc zdecydowanie wybierzcie je na większy głód.



Ja wybieram trochę lżejszy makaron z kurczakiem, pesto, cukinią, brokułami, szpinakiem, pomidorkami cherry i serem (28 zł). Jest w nim naprawdę dużo warzyw, smaczna oliwa i sporo mięsa. A mimo to, wszystko jest lekkie i może wbrew idei bardziej śródziemnomorskie niż skandynawskie. Za to danie to świetnie przywołuje letni klimat. Makaron jest sprężysty i jedynym do czego mogę się przyczepić jest fakt, że…w wyniku apetytu i zamieszania zjadam to danie przed zrobieniem zdjęć (o czym oczywiście przypominam sobie po fakcie). Niech to pozostanie rekomendacją samą w sobie, a ów makaron zobaczyć możecie na zbiorczych fotografiach z naszej uczty.



Jeśli ktoś szuka podobieństw między kuchnią Skandynawów a Polaków, na pewno nie zawiedzie się Stegt flaesk czyli plastrami pieczonego boczku z sosem koperkowym, ziemniakami z wody i młodą kapustą (28 zł). Plastry boczku są rozkosznie chrupkie, każdy fan porannego bekonu z patelni wie o czym mówię. Młode ziemniaki i kapusta spełniają swe zadanie i mamy kolejne danie, w którym absolutnie nie ma się do czego przyczepić.




Przechodzimy więc do części słodkiej i tu klasyków – szarlotki i ciasta czekoladowego (po 13 zł), ale każdego dnia dostępne są różne desery. Szarlotka jest nie za słodka, ma dużo mokrych jabłek jak lubię, czekoladowy torcik jest aksamitny i w sam raz czekoladowy, a odświeżają go sezonowe owoce. Największy malkontent będzie chyba zawiedziony tym, że w Nabo nie ma po prostu na co narzekać 😊 Bo nawet kawa jest tu pięknie wykończona.




Nie pozostaje mi więc nic innego jak kazać Wam ruszać na Sadybę, w przyjemne okolice Jeziorka Czerniakowskiego, aby dobrze zjeść i wyłączyć się na chwilę z dala od zgiełku miasta. Przybywajcie tłumnie, nie zapomnijcie o rezerwacji i zostawcie coś dla mnie na następną wizytę!


OCENA:  5 / 5


NABO CAFE
Zakręt 8
Warszawa   
   

Komentarze

Popular Posts