IL BASSOTTO VERDE - Prawdziwa włoska perełka!
Jeden z moich ulubionych momentów w pracy blogera restauracyjnego to
ten, w którym idę do restauracji kompletnie nieznanej, z niewielkimi
oczekiwaniami, a trafiam na prawdziwą perełkę. Tak było z Il Bassotto Verde –
kameralnym lokalem na warszawskich Stegnach, do którego trafiłam w ramach
podziękowania za współpracę, jaką nawiązali z włoską cukiernią dzięki mojemu
artykułowi. Nazwa knajpki w ogóle nie obiła mi się o uszy, ale w internecie
widniały niemal same świetne recenzje. Kuchnia włoska zapowiadała się raczej
bez zaskoczeń…a tymczasem wyszłam z kolacji pełna zachwytów. Nad czym? Tego
dowiecie się z poniższej recenzji!
Il Bassotto Verde to po włosku nic innego jak…zielony jamnik. Nazwa nawiązuje do ulubionej kolorystyki właścicieli (obecnej również na sali) oraz oczywiście ich pupila. Jamnik króluje tu nie tylko w logo, ale i w dodatkach, figurkach, a nawet skręcanych balonikach dawanych najmłodszym gościom. W sobotę o 17.00 restauracja pęka w szwach, ale nawet goście, którzy muszą „odbić się od drzwi”, biorą dania na wynos. W czym więc tkwi sekret Zielonego Jamnika?
Na start wybieramy z koleżanką coś z sezonowej jesiennej karty. Provolone Al Forno (38 zł) to włoski ser Provolone zapiekany z warzywami w sosie pomidorowym z cząstką pieczonej dyni i prażonymi pestkami dyni, podany z chrupiącą bagietką. Danie ma w sobie coś z sycylijskiej caponaty, przy czym porcja jest bardzo solidna i pięknie się prezentuje. W menu nie jest to dokładnie określone, ale ja ze względu na wielkość, określiłabym to zdecydowanie jako wegetariańskie danie główne, aniżeli ciepłą przystawkę. My dzielimy się z koleżanką porcją na dwie, a jeszcze trochę zabieram do domu.
Flagową potrawą lokalu i jej absolutnym hitem jest pizza podawana na cieście pinsa. Pinsa to lekkostrawne i niskokaloryczne ciasto, którego pierwsze receptury pamiętają czasy antyczne. Wywodzi się z Rzymu i regionu Lacjum, a składa z trzech rodzajów mąk: pszennej, ryżowej i sojowej z niewielkim dodatkiem oliwy lub wręcz jej brakiem. To wszystko sprawia, że wypiek jest mięsisty w środku i chrupiący na brzegach. W lokalu możecie zamówić też pizzę na tradycyjnym cieście, ale pinsa to moim zdaniem pozycja obowiązkowa! Ja zamówiłam wersję Pera (40 zł) z oliwą z oliwek, mozzarellą, gorgonzolą, gruszką, orzechami i miodem. Wraz z koleżanką bez skrępowania zamykałyśmy oczy i mruczałyśmy przy jedzeniu – niech to mówi samo za siebie!
Wizyta w restauracji włoskiej nie mogła się obejść bez zamówienia past czyli makaronów. Ja postawiłam na klasyk - Pappardelle all’arrabbiata con gamberi (49 zł) czyli szeroki makaron z krewetkami, sosem pomidorowym z białym winem, czosnkiem, ostrymi papryczkami i natką pietruszki. Makaron jest tu sprężysty, podobnie jak krewetki. Wszystko jest świeże i aromatyczne. To czym danie się zdecydowanie wyróżnia to ostrość – większość restauracji w stosunku do arrabbiaty zachowuje się dość zachowawczo i bezpiecznie, ale tu pikanterię czuć i bardzo mnie to raduje! W międzyczasie, podczas przemiłej pogawędki z właścicielką, dowiaduję się, że co roku jeździła do Włoch uczyć się gotować i jaką pasją darzy tę kuchnię i kraj. Wierzcie mi, że czuć to w smaku podawanych tu pyszności!
I kiedy tak myślę, że już lepiej być nie może, zostaje mi zaserwowana propozycja do grudniowego menu – pierożki z ricottą, figą i skórką cytryny w maślanym sosie, posypane pistacjami. To danie to absolutna petarda! Takiego smaku nie czułam nigdy w żadnej potrawie, a swoje już w życiu zjadłam. Łączy się tu tyle aromatów i faktur – świeżość skórki cytrynowej, słodkość figi, kremowość ricotty, chrupkość pistacji. I do tego wszystkiego ta błogość masła…To będzie absolutny hit nadchodzącej zimy, paradoksalnie przypominający smaki włoskiego lata.
Na deser nie starcza już miejsca, ale obowiązkowo sięgamy po jeszcze jednego „asa w rękawie”, którego ma Il Bassotto Verde – a mianowicie po bardzo bogatą ofertę włoskich likierów. Próbujemy likierów poziomkowego, pistacjowego i z bergamotki (po 14 zł). A jako „wisienkę na torcie” pijemy Liquore Strega (również 14 zł) zwanego „napojem czarownic”. Według legendy to właśnie one wymyśliły recepturę ziołowo-korzennego napitku, tworzonego w regionie Benevento już od 1860 roku. Poza likierami w trakcie posiłku towarzyszy nam również smaczne białe wino domowe (34 zł za karafkę 0,5l).
Nie wiem czy to zasługa czarownic, ale w Il Bassotto
Verde jedzenie to prawdziwa magia. Dania są tak pyszne, że weekendowe tłumy nie
dziwią. A przy tym wszystkim właściciele są zadziwiająco skromni. Tak więc tym
razem ja przejmuję pałeczkę i nakazuję Wam czym prędzej odwiedzić to miejsce.
Bo mimo swojej niepozorności to jedna z najlepszych włoskich restauracji w
Warszawie! Przekonajcie się sami!
OCENA: 5 / 5
Burgaska 2/4
Warszawa
Wszystko wygląda bardzo apetycznie a takiej pizzy też nigdy nie jadlam. Stegny z Goclawia to rzut beretem! Tylko likierow nie spróbuję na razie 😉
OdpowiedzUsuńPrzynajmniej będzie motywacja do następnej wizyty ;)
UsuńJak będziemy mogli się wyrwać 😉
UsuńMam to szczęście że mieszkam dosłownie po drugiej stronie od Zielonego Jamnika. Pizza jedna z lepszych jakie jadłam jak nie najlepsza. Przy najbliższej okazji spróbuję innych dań bo po takiej recenzji aż ślinka cieknie. Miejsce cudowne, którego bardzo brakowało w okolicy.
OdpowiedzUsuńW pełni zgadzam się ze wszystkimi pochwałami i zazdroszczę sąsiedztwa :)
Usuń