HALA GWARDII - Modnie, ale czy smacznie?


W ten weekend wszyscy warszawscy foodies żyli jednym wydarzeniem - otwarciem odrestaurowanej Hali Gwardii w samym sercu Śródmieścia.

Miałam okazję dostrzec potencjał kulinarny tego miejsca parę miesięcy wcześniej podczas jednego z targów Mustache Yard Sale, kiedy to część gastronomiczna zadomowiła się obok stoisk z ubraniami i gadżetami wnętrzarskimi. Dało się zauważyć dużą przestrzeń, brakowało tylko dobrej organizacji co do rozstawienia stoisk. Tym razem tego nie zabrakło - wszystko, łącznie ze stołami, ustawione jest ergonomicznie i tak, aby nie tłoczyć ludzi i dać wrażenie komfortu. Wieczorem zaś klimatu dodaje przyjemne oświetlenie.





 

Pierwsze wrażenie jakie towarzyszyło mi po wejściu to "jest głośno". I to nie tylko za sprawą wszechobecnych łasuchów, ale jak się później okazało - występów scenicznych, tym razem w klimacie dawnej Warszawy. Pomysł ten przypadł mi bardzo do gustu i stanowił miłą odmianę dla późniejszego setu DJ-skiego, który pewnie bardziej będzie kojarzył się z tym miejscem.



Pierwszą część od głównego wejścia stanowią stoiska z przysmakami, które możemy zabrać do domu. Znajdziemy tu niemal wszystko - oliwę, sery, konfitury, chleby, ciasta, soki, wędliny, ryby, owoce, warzywa, a nawet kosmetyki. Zawiedzie się jednak ten kto po Hali Gwardii spodziewał się drugiej La Boquerii z Barcelony - choć część gastronomiczna może nieco przypominać dalszą strefę tego sławnego targu pod dachem. Mi Gwardia bardziej przypomniała kopenhaską halę gastronomiczną Torvehallerne - również utrzymaną głównie w czerni i z nowoczesnym wystrojem - z której nota bene pochodzi smorrebrod (czyli tradycyjna duńska kanapka) z głównego zdjęcia tego bloga. Mnie urzekły głównie stanowiska z serami, których liczba rodzajów przyprawić mogła o zawrót głowy. Warto również zaznaczyć, że czworonożni pupile są tu mile widziani.



 


Przy okazji odkryłam również kolejny plus - możliwość porozmawiania z ulubionymi dostawcami. Osobiście bardzo polecam wszystkim Stragan Smaków na którym możecie kupić 100% naturalne kremy owocowe. Polowałam na nie na Targu Śniadaniowym, Festiwalu Ekologicznych Smaków oraz na Slow Markecie. Teraz wreszcie znajdę je zawsze w jednym miejscu przy okazji rozprawiając z przemiłym właścicielem. Spróbujcie koniecznie musu "Dawne Jabłonie" oraz "Mango". Ten pierwszy przypomni Wam smaki przecierów jabłek z ogrodu babci, drugi jest idealną bazą np. do mango lassi (choć u mnie w lodówce rzadko kiedy słoik jest jeszcze pełen do momentu zakupu reszty składników).


Przechodzimy zatem do jedzenia i zacznę od pewniaków, o których doskonałym smaku miałam okazję przekonać się już wcześniej - mowa o Tel Aviv Urban Food. Serwują tu kuchnię libańsko-wegańską, ale wierzcie mi, że fani mięsa nie będą tu narzekać. Falafele są idealnie chrupiące, curry cudnie kremowe, a zestaw mezze to najlepszy wybór jeśli dopiero rozpoczynacie przygodę z tymi kierunkami kulinarnymi. Nawet zwykła marchewka zaskoczy Was aromatem (pomarańczowej marynaty) i dam głowę, że będziecie chcieli tu wrócić.


Niezbyt udana okazała się za to wizyta w minibarze z tapas Fiesta i Siesta. Serwowana tam kanapka z chorizo smakowała raczej jak węgierskie leczo w bułce. Jadłam chorizo zarówno w Hiszpanii jak i Portugalii i to zdecydowanie nie było to. Może tapasy bardziej by się wybroniły, zastanawiam się jednak czy warto podjąć jeszcze kolejną próbę...



Miłym zaskoczeniem okazały się pielmieni ze stoiska Chinkali Cafe & Bistro. Miękkie, naprawdę pełne bulionu, świetnie doprawione, stanowiły idealny duet ze śmietaną, ale dla głodnych większych wrażeń dostępne były również z ostrą pastą. Mimo mało zachęcającego opakowania zdecydowanie warte grzechu. Szczególnie, że patrząc na proces ich przyrządzania wśród kłębów pary poczuć można było nutkę magii...




Następnie na stół wjechał placek alzacki od FLAMM. I muszę od razu uchylić czoła ponieważ knajpa ta wspięła się na pierwsze miejsce w moim rankingu wyprzedzając foodtruck Flammaster i znaną warszawską restaurację Flambeeria. Tu nie pożałowano składników, a odważny miks gruszki, bekonu, śmietany, orzechów, camemberta, rozmarynu i sosu malinowego podbił moje podniebienie.


Stali bywalcy Nocnego Marketu kojarzą zapewne ekipę z dogidog. Podają tu oczywiście oryginalne hot dogi. Wszystko jest na swoim miejscu - swojska kiełbaska zamiast nudnej parówki, ciekawe dodatki (na zdjęciu karmelizowana cebula z hot doga francuskiego), aromatyczne sosy i słodka bułka, która moim zdaniem idealnie przełamuje smaki a jest również komfortowa w jedzeniu.


Na koniec powrócimy do mojego ulubionego produktu czyli sera. W Hali Gwardii znajdziecie jego prawdziwą świątynię na stoisku MELT Cheese & Wine. Jeśli oglądaliście kiedykolwiek pornfoodowe nagrania sera wytapianego łopatką na makaron lub kanapkę, tu doświadczycie tego na żywo. Do wyboru są składniki typu ziemniaki, włoska mortadela, pieczarki i rukola polewane sowicie serem lub klasyka czyli Burger Raclette, który jednak nie zawiera w sobie wołowiny a włoską wędlinę właśnie. Dzięki temu to ser pozostaje głównym bohaterem dań, a jest on naprawdę wyborny i godny królewskiej korony.




A gdy najdzie Was ochota na deser polecić mogę lody z ulicy z mego sąsiedztwa - Francuskiej. Mowa oczywiście o Lodziarni Akwarium, która zaginęła gdzieś wśród boomu na lody rzemieślnicze. Zupełnie niesłusznie bo lody smakują w pełni naturalnie, oferowane są w wariantach zarówno wytrawnych (np. burak, ogórek), słodkich (np. oreo, cynamon) jak i owocowych (z których polecam papaję lub mango). Atrakcję stanowi również czarny wafelek z nutą gorzkiej czekolady.



Podsumowując, Hala Gwardii to miejsce nie tylko modne, ale i przyjemne, a przede wszystkim smaczne. Nie uniknie się porównań do Hali Koszyki, są to jednak różne placówki, z innym klimatem i inną historią. Odcinam się od powszechnego narzekania na Koszyki i z pewnością nie będę narzekać na Halę Gwardii. Bo takich miejsc nam, smakoszom, w Warszawie brakowało. A na nadchodzącą jesień i zimę nie mogłabym wymarzyć sobie lepszego punktu na gastronomiczne posiedzenia, gdy chęci do stania przy własnych garnkach czasem brak.





HALA GWARDII
Plac Żelaznej Bramy 1
Warszawa
 

Komentarze

  1. Brzmi smacznie! Poszukuję dobrych orientalno-wegańskich dań, falafele jakie zazwyczaj napotykam są suche i mało aromatyczne ;C

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety często mam ten sam problem z falafelami. Jeśli jednak chodzi o wegańską kuchnię orientalną nie trzeba szukać restauracji stricte wegańskich. Godną polecenia kuchnię libańską (również w wersji wege) znaleźć można np. w Le Cedre czy Beirut, indyjską np. w Kalyan, Curry Leaves, Curry House, Bombaj Masala a nepalską (jak dla mnie wciąż jeszcze niedocenioną) w Himalaya Nepal, Katmandu lub w Chmielarni. Jest w czym wybierać!

      Usuń
  2. Czyżby moja siostra wkręciła się w blogowanie? Super pomysł, a o jedzeniu się zawsze przyjemnie czyta! Buziaki xx

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popular Posts