L'ARC VARSOVIE - Na nieznanych wodach
Tym razem zostałam zaproszona na kolację degustacyjną do restauracji
będącej reprezentantem smaków francuskich i morskich. Brzmi intrygująco? Mowa o
eleganckim L’Arc Varsovie, mieszczącym się na warszawskim Mokotowie. To lokal
wysmakowany, w minimalistycznym wystroju, choć na szczęście nie poczujemy tu
niepotrzebnego zadęcia. Biało szare dekoracje i przytłumione światła zachęcają
do tego by skupić się w pełni na posiłku i dobrym towarzystwie. O ile
oczywiście nie zaczną nas rozpraszać obecne tu…akwaria z morskimi stworzeniami,
gotowymi do włożenia do garnka. Stanowiące nie lada atrakcję dla dzieci (i
zdecydowanie mniejszą atrakcję dla wegetarian i wielbicieli zwierząt) akwaria,
są tu dowodem na świeżość morskich produktów, których pełno w karcie L’Arc. A
jako że świeżość to w owocach morza podstawa, do restauracji wybieram się
oczywiście w czwartek – dzień święty dla miłośników tych przysmaków ze względu
na czas dostaw muli czy ostryg.
I to od ostryg właśnie zaczynamy ucztę wraz z kilkoma równie głodnymi
recenzentami. L’Arc to idealne miejsce jeśli chcecie rozpocząć przygodę z tym
znanym afrodyzjakiem, ponieważ dostępny jest na sztuki aż w sześciu rodzajach.
I pomyli się ten, kto z góry założy, że ostrygi to ostrygi i że różnice
pomiędzy nimi nie będą wyczuwalne. My mieliśmy okazję przekonać się o tym
próbując po jednej z każdego rodzaju.
Mówi się, że ostrygi albo się kocha albo nienawidzi. Ja jestem jednak zaprzeczeniem tego powiedzenia, gdyż ostrygi delikatne są mi jak najbardziej „w smak”, natomiast te intensywne czy np. sos ostrygowy to pozycje dla mnie zbyt mdłe i o zbyt dominującym zapachu. Nie zdziwiło mnie więc wcale, że ze wszystkich 6 rodzajów tych przysmaków, najbardziej do gustu przypadły mi te tańsze, a więc i mniej inwazyjne w smaku – irlandzkie (14 zł/szt.) oraz holenderskie Fine de Claire (10 zł/szt.). Wśród droższych duże wrażenie zrobiła na mnie niesamowicie kremowa konsystencja ostrygi Mar. Oleron (17 zł/szt.). Najdroższa w karcie - Regal (21 zł/szt.) faktycznie kryła w sobie bardzo intensywny smak oceanu, wiązało się to jednak również z dużą słonością tego produktu. Podany jako dodatek sos na bazie octu był mi tu zupełnie zbędny, wystarczyły cząstki cytryny.
Muszę przyznać, że smakowanie tak różnych ostryg było ciekawą kulinarną przygodą, którą każdemu nowicjuszowi w temacie polecam.
Mówi się, że ostrygi albo się kocha albo nienawidzi. Ja jestem jednak zaprzeczeniem tego powiedzenia, gdyż ostrygi delikatne są mi jak najbardziej „w smak”, natomiast te intensywne czy np. sos ostrygowy to pozycje dla mnie zbyt mdłe i o zbyt dominującym zapachu. Nie zdziwiło mnie więc wcale, że ze wszystkich 6 rodzajów tych przysmaków, najbardziej do gustu przypadły mi te tańsze, a więc i mniej inwazyjne w smaku – irlandzkie (14 zł/szt.) oraz holenderskie Fine de Claire (10 zł/szt.). Wśród droższych duże wrażenie zrobiła na mnie niesamowicie kremowa konsystencja ostrygi Mar. Oleron (17 zł/szt.). Najdroższa w karcie - Regal (21 zł/szt.) faktycznie kryła w sobie bardzo intensywny smak oceanu, wiązało się to jednak również z dużą słonością tego produktu. Podany jako dodatek sos na bazie octu był mi tu zupełnie zbędny, wystarczyły cząstki cytryny.
Muszę przyznać, że smakowanie tak różnych ostryg było ciekawą kulinarną przygodą, którą każdemu nowicjuszowi w temacie polecam.
Przechodzimy do dań na ciepło i na stole ląduje aksamitny krem z homara (49 zł). Zupa ma bardzo dużo umami, a jej
smak jest intensywny i głęboki. Przeważają w niej jednak słodkie nuty
maślano-karmelowe, które homara zostawiają gdzieś w tyle zamiast czynić go
głównym bohaterem dania. Z przykrością muszę więc stwierdzić, że ta pozycja nie
spełnia moich oczekiwań, a jej zbyt słodki smak nie pozwala mi nawet zjeść jej
do końca.
Następnie na stole pojawiają się moje ukochane małże św. Jakuba smażone na maśle, podane z musem z topinamburu i
emulsją pomarańczową (49 zł). Przegrzebki są poprawnie usmażone, choć ja
wolę je nieco bardziej zrumienione, ale to już kwestia osobistych preferencji.
Mus z topinamburu apetycznie je otula, jest przyjemnie gładki, a emulsja
pomarańczowa daje nam lekko cytrusowe wykończenie, z którym owoce morza tak
bardzo się lubią. Liść nasturcji, mimo że jadalny, radzę potraktować jako
dekorację, gdyż jego goryczkowy posmak może nam popsuć bardzo udaną kompozycję
z sążaków. Przystawka smakuje mi na tyle, że chętnie zjadłabym jej więcej, ale
pamiętajmy, że porcje degustacyjne ze zdjęć są mniejsze niż standardowe dania,
abyśmy mieli miejsce na spróbowanie większej ilości specjałów.
Czas więc na mule w klasycznym
sosie z winem, chili, natką pietruszki, czosnkiem i cebulą (49 zł), podane
w estetycznym garnuszku. Nie mogłabym oczekiwać od muli niczego więcej niż to,
co odnalazłam w tym garnku. Są aromatyczne, pięknie pachną i smakują. Gdy już
je zjecie przyda Wam się podana jako czekadełko bagietka, którą przyjemnie
można zanurzać w pozostałym w naczyniu sosie. Jeśli zaś czekadełko
skonsumowaliście na wstępie, można poprosić o dodatkową bagietkę. Albo też
zdecydować się tak jak jedno z nas na wypicie sosu bezpośrednio z garnuszka.
Nie wiem czy we Francji byłoby to uznane za faux pas, ale pozostawić ten sos
niezjedzonym to naprawdę grzech.
Po mulach ten sam sos odnajdujemy w daniu Skwierczący Talerz z krewetkami, kalmarami, mulami i ośmiornicą (99 zł).
Tu jednak dodano do dania więcej pikanterii i jest to bardzo dobry ruch. Na
języku jest gorąco, ale nie maskuje to smaku żadnych z owoców morza. Wszystkie
są przyrządzone w punkt, a szczególnie wrażenie na całym towarzystwie robi ośmiornica.
Jak doczytuję dzień później, że jej sekretem jest przyrządzenie metodą sous vide a
następnie lekkie podsmażenie przed samym podaniem. Cudownie mięsiste są
krewetki, które przy okazji pięknie prezentują się na talerzu. To danie to
takie „owoce morza w pigułce” – idealne gdy nie możemy się zdecydować co
zamówić.
Ukoronowaniem naszego posiłku jest sernik
z białą czekoladą podany z owocami i kroplą owocowego żelu (22 zł). Ten
deser jest po prostu wyśmienity! Bardzo wyraźnie czuć białą czekoladę, masa jest
puszysta i bardzo lekka. Spód z ciemnej czekolady to genialny pomysł idealnie
balansujący słodycz. Spożywam to danie tak długo jak mogę byle tylko przedłużyć
sobie przyjemność. Sernik ten wskakuje na moje osobiste podium obok tego ze
Sketchu w Teatrze Wielkim i z The Alchemist Gastropub.
Do posiłku raczyliśmy się białym winem wytrawnym, które nie zapadło mi
szczególnie w pamięć, ale być może to dobrze, że nie przyćmiło dań. Na pochwałę
zasługuje za to sympatyczna, ale i dyskretna obsługa, która znałaby z pewnością
kartę na pamięć zapytana o nią w środku nocy. Nie wahajcie się więc pytać
kelnera o poradę i o informacje dotyczące dań. W każdej, nawet kulinarnej,
podróży warto przecież o dobrego przewodnika.
L’Arc Varsovie to bardzo dobra propozycja na randkę lub na przeżycie kulinarnego rejsu po nieznanych wielu osobom wodach pełnych owoców morza. Ceny mogą nieco przytłaczać, ale możemy mieć tu pełne przekonanie, że owoce morza zostaną należycie dopieszczone, a potem należycie dopieszczą nasze podniebienia. Że na tym produkcie się tu po prostu znają. I że restauracji możemy w pełni zaufać w kwestii świeżości dań. Lokali specjalizujących się w owocach morza wciąż jest w Warszawie za mało, L’Arc Varsovie jest jednak zdecydowaniem jednym z tych, na które warto zwrócić uwagę.
L’Arc Varsovie to bardzo dobra propozycja na randkę lub na przeżycie kulinarnego rejsu po nieznanych wielu osobom wodach pełnych owoców morza. Ceny mogą nieco przytłaczać, ale możemy mieć tu pełne przekonanie, że owoce morza zostaną należycie dopieszczone, a potem należycie dopieszczą nasze podniebienia. Że na tym produkcie się tu po prostu znają. I że restauracji możemy w pełni zaufać w kwestii świeżości dań. Lokali specjalizujących się w owocach morza wciąż jest w Warszawie za mało, L’Arc Varsovie jest jednak zdecydowaniem jednym z tych, na które warto zwrócić uwagę.
OCENA:
4 / 5
L’ARC VARSOVIE
Puławska 16
Warszawa
Komentarze
Prześlij komentarz