STARY DOM - Eleganckie smaki dzieciństwa
Zimowa pora kojarzy mi się z kubkiem gorącej herbaty, z serialami
oglądanymi pod kocem, a nade wszystko z ciepłem kominka i górskimi chatami.
Stary Dom to restauracja działająca przez cały rok, ale w zimie nabiera
wyjątkowego uroku. Jej przepiękny drewniany wystrój daje nam poczucie
przytulności, a rodzinna atmosfera przywodzi na myśl ciepło domowego ogniska.
To jedno z takich miejsc, które mimo niewątpliwej elegancji i wysokiej klasy
obsługi i potraw, nie sprawia wrażenia sztywnego a wręcz przeciwnie – pozwala poczuć
się, jak gdyby ugościli nas przyjaciele dbający o każdy szczegół posiłku i
wystroju.
Dbałość o każdego klienta widać tu już od wejścia, gdy przemiła Pani
zabiera od nas płaszcze, a obsługa recepcji sprawnie przydziela stolik mimo
przybycia pół godziny przed rezerwacją. Od samego progu czujemy się tu
zaproszeni i mile widziani. Drewnianym wystrojem zachwycam się w Starym Domu od
zawsze, ale dodatkowo bardzo się cieszę, że zdążyłam jeszcze trafić na świąteczne
dekoracje, które stały się prawdziwą „wisienką na torcie” i uczyniły naszą
kolację jeszcze bardziej przyjemną.
Menu Starego Domu to sezonowa kuchnia polska, nad którą czuwają szefowie kuchni Rafał Kowalczyk i Łukasz Federowicz. Restauracja zdobyła wiele nagród – została doceniona przez Rzeczpospolitą, Newsweek, Trip Advisor i wreszcie przez przewodnik Gault&Millau. Dodatkowo, w 2016 roku, lokal otrzymał rekomendację SLOW FOOD POLSKA za staranność w doborze regionalnych produktów i troskę o lokalnych dostawców.
Jeśli będziecie gościć w Starym Domu, nie możecie zapomnieć o potrawach
przygotowywanych na świeżo przez kucharzy przy waszym stoliku. To nie tylko
gwarancja dobrego smaku, ale też uczta dla oka. W wysokich płomieniach przyrządzone
zostaną dla was flambirowane krewetki, a starszy kucharz posieka polędwicę na
tatar. My zamawiamy tatara (39 zł)
prosto do stolika i podziwiamy prędkość siekania i umiejętność mieszania
wszystkich niezbędnych składników. Gdy byłam tu za pierwszym razem i pierwszy
raz miałam okazję podziwiać tę kulinarną sztukę, tatara przyrządzał kucharz,
który kroił go z prędkością światła i w tym samym czasie potrafił puścić do
mnie oko i nie odciąć sobie palca ;) To był prawdziwy mistrz! Bardzo żałuję, że
nie uwieczniłam go wtedy na filmie, ale pan który obsługiwał nasz stolik tym
razem oczywiście radził sobie również świetnie. Zresztą zobaczcie sami:
Sam tatar spełnił całkowicie nasze oczekiwania. Porcja za 39 zł
spokojnie starczyła dla dwóch osób i była bogata nie tylko w świetnej jakości
mięso, ale również moc grzybów, ogórka czy cebuli. Wszystkiego było naprawdę
dużo i zjedliśmy tę przystawkę z ogromną przyjemnością.
Chwilę przed pokazem siekania tatara na stole pojawiło się również sycące czekadełko – dwa rodzaje pieczywa ze smalcem, domowym masłem i ogórkami do wyboru. Na co dzień nie jestem wielbicielką smalcu, ale muszę przyznać, że ten trafił idealnie w mój gust, miał doskonałą konsystencję i odpowiedniej wielkości skwarki.
W ramach ciepłego startera oboje z moim towarzyszem skusiliśmy się na żur na prawdziwkach (21 zł). Zupa była
gęsta tak jak lubię i odpowiednio kwaśna. Nazwę dania można brać dosłownie i
nie spodziewać się zbyt wielu grzybów w talerzu, za to jak najbardziej czuć je
w smaku wywaru, dodają też zupie apetycznego koloru. Był to zdecydowanie jeden
z najlepszych żurków, jakie miałam okazję jeść w restauracjach.
Na główne danie mój towarzysz wybrał gicz jagnięcą z sezonowymi warzywami i ziemniaczanym purée (69 zł)
określaną w menu jako „specjał”. Temu daniu nie mogę absolutnie nic zarzucić,
choć w stosunku do jagnięciny jestem zawsze ostrożna, gdyż nie lubię jej
przesadnie mleczno-mdłego smaku. Tu jednak doprawiona została w idealnej
równowadze, aby czuć było smak mięsa, ale by nie był to smak mdły. Jagnięcina
była mięciutka i idealnie odchodziła od kości. Purée miało przyjemnie kremową
konsystencję, ale nieoczekiwanym bohaterem tego dania stał się sos pieczeniowy,
który był bardzo aromatyczny i nie dość, że świetnie podkreślał smak mięsa to i
genialnie łączył się z ziemniakami. To danie było zdecydowanie warte swojej
ceny.
Ja sama spojrzałam w menu i biłam się z myślami…od dawna miałam ogromną
ochotę na cepeliny, a nigdzie nie miałam okazji ich zjeść. Z drugiej strony kategoria
„ciepły bufet” automatycznie przywodziła mi na myśl bar na wylotówce miasta i
jedzenie z bemarów…Zawierzając jednak smakom Starego Domu zamówiłam cepeliny śląskie z okrasą z cebuli i boczku
złotnickiego (31 zł) i była to najlepsza decyzja tego wieczoru! Naprawdę
rzadko zdarza mi się tak rozpłynąć nad jedzeniem by zamykać oczy pałaszując,
ale tak właśnie spożywałam owe cepeliny. Ciasto rozpływało się w ustach, było
zupełnie inne niż w pierogach czy w pyzach – było dokładnie takie jakie powinny
mieć cepeliny. Boczek był chrupki i soczysty zarazem, a jego słoność idealnie
harmonizowała się ze słodkością cebuli. Gdy zamknęłam oczy od razu przypomniała
mi się chata wiejskiej gospodyni, do której chodziliśmy z rodzicami na domowe
obiady będąc na Mazurach. Jej cepeliny smakowały mi tak bardzo, że kiedyś z
przejedzenia aż się pochorowałam ;) I to był właśnie ten smak! Ten, za którym
tak ogromnie tęskniłam…Za to kulinarne przeżycie jestem Staremu Domowi ogromnie
wdzięczna i będę na te cepeliny wracać.
Na deser nie starczyło nam już miejsca, ale i o to
restauracja ostatecznie zadbała dając nam na pożegnanie drożdżówki z serem
własnego wyrobu. Możecie zakupić je (jak i wiele innych słodkości) w cukierni
Stary Dom, która znajduje się w lokalu obok. Ja za twarogiem na słodko nie
przepadam, ale osobom obdarowanym bardzo smakowały.
Posiłek w Starym Domu jest więc ucztą od początku do samego końca. A elegancki wystrój i atmosfera nie gryzie się ze wspaniałą domową kuchnią. Rozglądając się po sali zauważyłam, że to miejsce świetne na randkę, jak i dla całych rodzin. Zarówno starsze jak i młodsze pokolenia były tutejszą kuchnią zachwycone. A widok dziadków i wnuków biesiadujących przy winie i pysznych potrawach w skąpanej w światłach świec restauracji, na długo pozostanie w mej pamięci…
Posiłek w Starym Domu jest więc ucztą od początku do samego końca. A elegancki wystrój i atmosfera nie gryzie się ze wspaniałą domową kuchnią. Rozglądając się po sali zauważyłam, że to miejsce świetne na randkę, jak i dla całych rodzin. Zarówno starsze jak i młodsze pokolenia były tutejszą kuchnią zachwycone. A widok dziadków i wnuków biesiadujących przy winie i pysznych potrawach w skąpanej w światłach świec restauracji, na długo pozostanie w mej pamięci…
OCENA: 5 / 5
STARY DOM
Puławska 104/106
Warszawa
STARY DOM
Puławska 104/106
Warszawa
Slinka cieknie!
OdpowiedzUsuńSlinka cieknie!
OdpowiedzUsuńOj tak! Nic tylko jeść :)
OdpowiedzUsuńBardzo fajnie napisany artykuł. Jestem pod wrażeniem.
OdpowiedzUsuń