BIBENDA - Uczta na 4 urodziny!
Położona w samym sercu Stolicy restauracja Bibenda skończyła niedawno 4
lata. W gastronomii to nie byle osiągnięcie szczególnie, że w tym miejscu
klientów pełno jest i w dzień i w nocy. Z tej też okazji, w doborowym gronie
Good Place Warsaw, Chjeny piszącej m.in. dla Pańskiej Skórki oraz kilku lokalnych
foodies, zostaliśmy zaproszeni na degustację nowej karty.
Bibenda zaistniała w mojej świadomości parę lat temu, gdy w wywiadzie jako ulubioną knajpę zarekomendowała ją…Monika Brodka. Rekomendacja to nie byle jaka, więc nie mogłam tego miejsca ominąć. Pierwsza wizyta była trochę nierówna. Zjadłam fantastyczne szparagi z jajkiem w koszulce i sosem holenderskim, a następnie podano mi nieznośnie octową i kwaśną sałatkę z burakiem i serem halloumi, która została odesłana do kuchni. Kanapka szefa, na którą wymieniłam felerną potrawę, zdobyła za to moje serce i dzięki tym smakowitościom oraz postawie restauracji, wyszłam z Bibendy naprawdę zadowolona. Na kolację szłam w związku z tym z pewną dozą niepewności. Czy słusznie?
Bibenda zaistniała w mojej świadomości parę lat temu, gdy w wywiadzie jako ulubioną knajpę zarekomendowała ją…Monika Brodka. Rekomendacja to nie byle jaka, więc nie mogłam tego miejsca ominąć. Pierwsza wizyta była trochę nierówna. Zjadłam fantastyczne szparagi z jajkiem w koszulce i sosem holenderskim, a następnie podano mi nieznośnie octową i kwaśną sałatkę z burakiem i serem halloumi, która została odesłana do kuchni. Kanapka szefa, na którą wymieniłam felerną potrawę, zdobyła za to moje serce i dzięki tym smakowitościom oraz postawie restauracji, wyszłam z Bibendy naprawdę zadowolona. Na kolację szłam w związku z tym z pewną dozą niepewności. Czy słusznie?
Nic nie wprawia smakosza w lepszy nastrój na początek posiłku i nie
roznieca apetytu bardziej niż prosecco. Od niego więc zaczęliśmy ucztę, ale na
zestaw przystawek nie trzeba było długo czekać, mimo że lokal w czwartkowy
wieczór dosłownie pękał w szwach.
Na początek klasyka – hummus z
marynowaną cieciorką, wędzoną papryką, oliwą i pieczywem. Kremowy, smaczny,
nie mogę mu absolutnie nic zarzucić. Ja natomiast preferuję do hummusu pitę lub
inne cienkie chlebki, tradycyjne pieczywo jem z hummusem w domu i w restauracji
mam nieco większe oczekiwania.
Przechodzę do tatara wołowego z
żółtkiem, marynowaną gorczycą, oliwą szczypiorkową i ziemniaczanym chipsem
domowej roboty. Dwa składniki w tej przystawce są dla mnie prawdziwym
odkryciem – szczypiorkowa oliwa i gorczyca nadają jej bardzo oryginalnego smaku.
Mięso jest świetnej jakości i byłaby to potrawa na piątkę, gdyby nie absolutnie
przesadzony poziom słoności. Jako osoba mało soląca pytam o zdanie moich
współbiesiadników. Niestety w tej kwestii wszyscy jesteśmy zgodni – mniej soli
i będzie to tatar godny polecenia.
![]() | ||
Foto: Damian Dawid Nowak/Good Place Warsaw |
Chrupiące pierożki z
indykiem i imbirem, sosem orzechowym i olejem z gochugaru przenoszą nas w klimaty
Azji. Pierożki są smaczne, ciasto odpowiedniej do farszu grubości. Mięso jest w
nich delikatne i raczej przebija je smak imbiru. Większe wrażenie robi na
wszystkich sam sos – pikantny, aromatyczny, sprawdza się do chleba i innych
dodatków. Chętnie jednak prosimy o dokładkę pierożków, co mówi samo za siebie.
Dorsz skrei marynowany w burakach i ziarnach fenkuła to świetna rybna alternatywa dla tatara – mięso dorsza choć delikatne, jest wyśmienite. To lekkie danie, ale takie ma być z założenia. Podana na nim sałatka z fenkuła, rzodkiewek i grejpfruta jest równie delikatna. To odpowiednia propozycja na porę wiosenno-letnią - gdy jemy lżej i oczekujemy po potrawach nutki orzeźwienia.
![]() |
Foto: Damian Dawid Nowak/Good Place Warsaw |
Kuskus perłowy z
pieczonymi burakami, daktylami, ziołami, migdałami i kolendrowym jogurtem robi na mnie najmniejsze
wrażenie - przypomina mi bardziej zdrową papkę dla dzieci. Jest w moim odczuciu
słabo doprawiony, smaku daktyli i migdałów nie odczuwam w ogóle. Najlepszą jego
częścią jest kolendrowy jogurt, który jednak widziałabym raczej jako dodatek do
konkretniejszych dań niż kaszotto.
![]() |
Foto: Damian Dawid Nowak/Good Place Warsaw |
Degustację przystawek kończę bestsellerem lokalu (jak informuje nas
obsługa) czyli chrupiącymi szprotkami z
paloną cytryną, jogurtem z kaparami i szczypiorkiem. Nic dziwnego, że ta
pozycja już zdążyła stać się hitem – ma mnóstwo smaku, rybki są obłędnie
chrupiące, a podany do nich sos na bazie kaparów i jogurtu jest strzałem w
dziesiątkę. To idealna zagryzka do piwa i nie tylko. Szprotki na gorąco nie są
w Polsce tak popularne jak np. w Bułgarii czy Portugalii, a to wielki błąd i
mam nadzieję, że Bibenda wprowadzi modę na to danie do polskich restauracji.
Przechodzimy do dań głównych więc sięgam po meatballsy wołowe w sosie demi glace z majerankiem, podane z pikantną
marynowaną marchewką. Marchewka o lekko pomarańczowym posmaku bardzo
przypomina mi tę z Tel Aviv Urban Food, jest smaczna i orzeźwiająca. Samo mięso
ma dość rozpadającą się konsystencję, niczym pulpeciki z kaszy gryczanej. Jest
w porządku, ale też nie odnajduję w tym daniu nic co zapadłoby mi w pamięć na
dłużej.
Dużo lepiej wypada pieczony
kurczak z pieca podany z masłem z harissą i miętą, cieciorką, jarmużem i
kiszoną cytryną. Kurczak przypomina mi lata dzieciństwa kiedy Babcia
przyrządzała w weekendy potrawy ze starego rożna. Miały one chrupiącą skórkę i
bardzo soczyste mięso i tak też jest w Bibendzie. Można zarzucić, że to danie
jest trochę zbyt domowe, ale stary rożen dla mnie pozostał tylko wspomnieniem,
podobne kurczaki w budkach na mieście nie budzą mojego zaufania, a tu mogę je
zjeść ze spokojem i ze smakiem. Polecam.
Sałatka z ricottą,
cytrusami, marynowanymi pieczonymi cebulkami, ziołami, migdałami i sumakiem to dla mnie za dużo
kwaśnego smaku na raz. Choć marynowane cebulki budzą moje zainteresowanie, bo w
takiej formie nie jadłam ich w żadnej sałatce wcześniej, to jednak zestawienie
ich z cytrusami nie jest dla mnie trafione. Migdały, które mogłyby nieco
osłodzić tę pozycję, gdzieś w innych smakach niestety zniknęły.
Fantastyczne są za to pieczone
warzywa korzeniowe z sosem miso, orzechami laskowymi, natką pietruszki i
wędzoną solą. Wszystkie smaki są tu idealnie zbalansowane – słodkawe
warzywa są miękkie i równoważy je sos miso i wędzona sól. Rozpływają się w
ustach, można je jeść i jeść bez końca. Zamówcie je koniecznie.
Ziemniaki pieczone z
kurkumą, czarnuszką, kuminem i ziarnami kolendry to dodatek niepozorny,
ale mający ciekawy i intensywny smak. To taki bohater drugoplanowy, który chowa
się gdzieś za mięsiwami, ale stanowi naprawdę ciekawe dopełnienie obiadu. Lubię
gdy składniki tak Polakom znane (i lubiane) są małym nakładem pracy odkrywane
na nowo.
Kremowa biała fasola z
masłem, pietruszką, szpinakiem i chilli jest już za to absolutną klasyką i to dość
nudną, może dlatego, że chilli i szpinak są dla mnie w ogóle niewyczuwalne, za
to na bogato nasypana jest pietruszka. Poza tym pod hasłem „kremowa”
wyobrażałam sobie fasolę bardziej miękką i rozpływającą się w ustach a nie al
dente.
Kuleczki w cieście z
serem ricotta dostajemy do stołu bonusowo. Jest to przyjemny, kremowy i bardzo
delikatny przerywnik w jedzeniu. Ciasto jest miękkie i przypomina mi nieco te
od pierogów. Miłośnicy „ruskich” chętnie odkryją taką wariację dania.
![]() |
Foto: Damian Dawid Nowak/Good Place Warsaw |
I znów na uwieńczenie dań głównych zostawiam absolutną petardę wieczoru
– palony batat z serkiem labneh,
kolendrą, paloną dymką, orzechami laskowymi, prażonym kuminem i czarnuszką.
Mięciutki i słodki batat, kwaskowy i kremowy serek, intensywne przyprawy,
chrupiące orzechy i jeszcze czarnuszka, którą tak uwielbiam – to po prostu
niebo w gębie. Różne tekstury i smaki powodują eksplozję przyjemności w ustach.
Nie może zabraknąć tego dania podczas Waszej kolacji w Bibendzie!
Degustujemy również trzy desery. Pierwszym z nich jest ciasto migdałowe z karmelizowanymi
pomarańczami i jogurtem. Ciasto na wstępie wydaje mi się nieco suche, ale
już połączenie go z pomarańczą i (co ważne) kwaśnym jogurtem czyni z niego
naprawdę smaczną pozycję, szczególnie dla takiej wielbicielki mało słodkich
przysmaków jak ja.
W związku z tym zupełnie nie przypada mi do gustu beza, która jest zbyt przypieczona i nie zawiera niczego co
przełamałoby jej bardzo słodki smak. Nie jestem zresztą w tej opinii
odosobniona. Brakuje jakiegoś kwaskowego akcentu, który przełamałby tę ogromną
słodycz – najlepiej sosu lub frużeliny owocowej np. z cytrusów lub owoców
egzotycznych. Mały dodatek stanowiłby wielką zmianę.
Wszyscy zacieramy za to ręce na kruchą
tarte czekoladową ze słonym karmelem i migdałami. Solony karmel ma w Polsce
coraz więcej fanów, szczególnie odkąd rozsławiły go lody rzemieślnicze. Tarta
spełnia moje oczekiwania – jest krucha, czekolada smaczna, a słony karmel jest
wyczuwalny choć mogłoby być go nieco więcej. To jednak apetyczna propozycja i
porcja w sam raz na deser dla jednej osoby.
Na uwieńczenie kolacji próbujemy również drinków przygotowanych wedle naszych zgłoszonych preferencji.
Alkoholowe rarytasy wyglądają apetycznie, nie wszystkie do końca nam smakują,
ale są faktycznie dopasowane do tego o czym mówiliśmy, mają oryginalne aromaty
i każdy cocktail jest zupełnie inny.
Historia lubi się powtarzać i Bibenda znów potrafiła
mnie zaskoczyć i rozsmakować w niektórych daniach, a niektórymi niestety
rozczarować. Kuchnia nie jest więc do końca równa, choć nie brakuje jej
pomysłów na dobre smaki. Za wypróbowane potrawy daję ocenę 3.5, ale na
dodatkową gwiazdkę zasługuje tutaj obsługa – energiczna, wyluzowana,
uśmiechnięta, wprowadzająca naprawdę przyjemną atmosferę. I co ważne –
uwijająca się jak w ukropie wśród tak pełnej sali. Czapki z głów Panie i
Panowie!
OCENA: 4 / 5
BIBENDA
Nowogrodzka 10
Warszawa
Nowogrodzka 10
Warszawa
Komentarze
Prześlij komentarz