PINO - Kulinarny fach w ręku
Epidemia koronawirusa doprowadziła do upadku wiele restauracji, również
takich, które cieszyły się renomą i powodzeniem, a nawet istniały wiele lat.
Tym bardziej cieszy, że w tych ciężkich dla gastronomii czasach, powstają
lokale zupełnie nowe i dobrze się zapowiadające. Jednym z nich jest PINO –
Makaron i Wino, reklamujący się kuchnią włoską w rzemieślniczym wydaniu czyli z
własnoręcznie robioną pizzą i makaronami. Restauracja otworzyła się na miejscu
dawnej cukierni, potem tapas baru, a następnie restauracji Roberta Sowy Z57,
którą opisywaliśmy na blogu. Można mieć więc obawy, że miejsce to dla
gastronomii raczej pechowe…A mimo to trzymamy za PINO kciuki bardzo mocno.
Dlaczego? Tego dowiecie się z poniższej recenzji.
PINO zmieniło wystrój poprzedniego miejsca niemal zupełnie. Nie mogło
zabraknąć pieca do pizzy, ale image jest przede wszystkim bardziej swobodny,
choć dalej nowoczesny z nutką elegancji. Uwagę przyciągają wiszące żarówki,
ciemnozielone kanapy i bar pełen szkła. To wszystko już z daleka zachęca by
zatrzymać się tu na małe co nieco.
Naszą włoską ucztę zaczynamy oczywiście od pizzy. Decydujemy się na
oryginalną propozycję Pizza Spinaci (29 zł) z mozzarellą, sosem pomidorowym,
włoską kiełbasą, liśćmi szpinaku, czosnkiem i peperoncino. Dodatkowo na
stole lądują trzy oliwy smakowe – czosnkowa, pikantna i z rozmarynem. Pizza ma
idealnie cienkie ciasto, delikatnie chrupiące. W smaku czuć intensywnie liście
szpinaku i wędzoną kiełbasę, co bardzo przypada nam do gustu. Pizza jest
przepyszna sama w sobie i delikatnie pikantna, ale nie możemy odmówić oliwom bo
są bardzo aromatyczne. Moim numerem jeden zostaje ta z rozmarynem. Danie
pałaszujemy w tempie ekspresowym.
Wznieca ono tylko nasz apetyt na domowe makarony, które są specjalnością
PINO. I faktycznie, w cieście czuć rękę kucharza, bo moje Gnocchi Gamberi
Zucchine (36 zł) z krewetkami, cukinią i sosem na bazie białego wina, po
prostu rozpływają się w ustach. Krewetki są sprężyste, w daniu czuć przyjemnie
nutkę czosnku, ale nie dominuje ona rozkosznego winnego posmaku sosu. Śmiało
mogę powiedzieć, że krewetki, cukinia i białe wino stanowią trio idealne, a
przyozdobiony czerwonym pieprzem talerz cieszy nie tylko podniebienie, ale i
oczy.
Mąż wybiera coś bardziej zdecydowanego i zamawia Tortello Diavola
Piccante (29 zł) czyli włoskie pierożki nadziewane mięsem w sosie pomidorowym z
papryką, czosnkiem i peperoncino. Ciasto w nich jest cienkie i miękkie a
sos smakuje bardzo dobrze, ale po tym daniu oczekiwaliśmy więcej ostrości, tym
bardziej, że ostrzegała nas przed nią kelnerka. Nastawiliśmy się na ogień a
niestety go trochę zabrakło.
Do dań raczymy się domowymi lemoniadami (11 zł) – melonową i
mango, które przyjemnie orzeźwiają, choć dla mnie mogłyby być jednak bardziej
kwaśne. Wyglądają za to równie apetycznie jak wszystkie składowe naszego
obiadu.
Wizyta w PINO zdecydowanie nas nie zawiodła. To przykre, że większość
włoskich knajp korzysta z gotowych makaronów, tym bardziej ogromnie cieszy, że
restaurację dbającą o ten szczegół mamy w bliskim sąsiedztwie. Wszystko było
naprawdę smaczne, toteż nie dziwi pełen ogródek w ciepły czwartek czerwca.
Żywię ogromną nadzieję, że PINO pozostanie w tym miejscu na dłużej i będzie
mogło cieszyć podniebienia smakoszy z całej Warszawy.
OCENA: 4.5 / 5
PINO
Zwycięzców 57
Warszawa
Ceny jak w centrum Londynu. Padnie za 6 miesięcy jak wszystko w tym miejscu, i bardzo zasłużenie. Czy te plastikowe słomki dla osób w stanie wegetatywnym naprawdę są konieczne w napojach serwowanych w tym miejscu? To nie DPS.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuń