PRASKA - Wegańskie oblicze Pragi
Żadna ze mnie wegetarianka, ani tym bardziej weganka. Kocham mięso i z
pełnymi wyrzutami sumienia się do tego przyznaję. Ale ku mym coraz większym
zachwytom wegańska scena gastronomiczna Warszawy rozwija się prężnie i jest
coraz smaczniejsza. Przyrządzić dobrze dania bez mięsa, mleka, śmietany czy
masła – czyli typowych nośników smaku, to naprawdę wielka sztuka. A jeszcze
przyrządzić wegańsko potrawy polskie, które przecież z okrasą i tłuszczykiem
się kojarzą – to już naprawdę wyższy poziom. W poszukiwaniu wegańskiego nieba w
wersji polskiej (i nie tylko) trafiliśmy w zakamarki Pragi Północ, a dokładniej
na owianą złą sławą ulicę Brzeską. Czy restauracja i klub Praska również
zasłużyły na złą sławę swoją kuchnią? Przekonajcie się sami!
Praska ma nieco burzliwą historię spowodowaną ostatnią pandemią
koronawirusa. Wcześniej pod tą samą nazwą istniał tu klub, którego karta kusiła
bardziej alkoholami, a lokal przyciągał imprezowiczów lubujących się w
industrialnym klimacie dzielnicy. Po pandemii lokal dotknęły typowe dla gastro
problemy, które chyba jednak wyszły wszystkim na dobre – bo większość zespołu
pozostała na miejscu (choć w zmienionych rolach), ale na kuchnię wjechała nowa
ekipa, na szyld nowe logo i Praska postanowiła przyciągnąć wszystkich świetną
wegańską kuchnią. Został więc w pełni zachowany pozytywny duch tego miejsca,
którego reprezentantem jest obecna w logo maskotka restauracji – tygrys. I to
nietypowy tygrys bo przecież roślinożerny 😉
Obiad zaczynamy od wyprawy na inny kontynent i sięgamy po pozycję dostępną tylko w weekendy czyli świeżo wypiekane indyjskie placki naan podane z pastami i świeżymi warzywami (18 zł). Porcja jest naprawdę solidna, a naany trochę grubsze niż te, które jadamy w indyjskich restauracjach, ale nie brakuje im charakterystycznych bąbelków. Pasty są bardzo smaczne – do wyboru domowy hummus z pieczoną papryką lub bardzo intensywna pasta z mielonego słonecznika. Mężowi bardziej smakuje paprykowa, moje serce skrada ta z ziaren, więc każdy na pewno znajdzie coś pod swój smak. Do tego porcja rukoli, awokado i ogórka i mamy talerz pełen smaku, kolorów i zdrowia w jednym.
Ja na przystawkę postanawiam nieco zaszaleć i zamawiam wegańskiego „śledzia” z bakłażana z olejem i cebulką podanego z pieczywem i domowym masłem (12 zł). Ten śledź to jest absolutna petarda i z tego miejsca przestaję używać cudzysłowu, bo nie wiem jak dokonano tych czarów, ale ten bakłażan naprawdę smakuje jak śledź! Menu zdradza, że sekret tkwi w algach, które dodają morskiego posmaku. Pochłaniam wszystko w szybkim tempie, również smaczny chleb z masłem opartym na oleju kokosowym i kurkumie, któremu także nic smakowo nie brakuje. Oczywiście wcale nie dziwi, że tutejszy kucharz to wegetarianin, no bo kto inny mógłby zrobić takiego bakłażanowego śledzia…
W daniach głównych kontynuujemy wyprawę po polskie smaki i sięgamy po kluski śląskie z wegańskim gulaszem i sosem a’la demi glace (29 zł). Śląskie, ciemny sos – to absolutna klasyka. Ale już dodatek grzybów leśnych, zapomnianego nieco pasternaku, pieczarek i jarmużu – to coś zupełnie nowego. Ten gulasz nie próbuje już udawać mięsa, ale mój zakochany w mięsie mąż stwierdza, że w ogóle mu tu elementu zwierzęcego nie brakuje. A jak on tak mówi, to naprawdę wiele znaczy 😉 A jak bezglutenowe kluski mogą tak smakować i mieć taką konsystencję – to pozostanie dla nas tajemnicą…
Czas na wegańską sojową „kaczkę” z kładzionymi kluskami, jabłkami i burakami z żurawiną (25 zł, tylko w weekendy). Mięso kaczki zupełnie nie przypomina, ale już świetne doprawienie i nutka pomarańczy jak najbardziej. No i typowe do kaczki dodatki czyli jabłko (również ciekawie doprawione) i bardzo intensywne i pyszne marynowane buraki z żurawiną. Kluskom, które moja Babcia nazywała „żelaznymi”, oddam osobną cześć bo to moje smaki dzieciństwa i ich obecność na talerzu niemal mnie wzruszyła. Były takie przyjemnie domowe…Całe danie zdecydowanie godne zamówienia.
Ale żeby nie było tak idealnie to nad napojami trzeba jeszcze trochę popracować. O ile mrożona herbata z pomarańczą (12 zł) wyglądała pięknie i smakowała mocno pomarańczą i trochę herbatą (proporcje jak kto lubi) o tyle lemoniada domowa (12 zł) okazała się w smaku zwykłą wodą z cytryną i nawet wymiana szklanki z zawartością na nową niewiele tu pomogła. Więcej cytryny, więcej kwaśności i tym samym więcej smaku – to podpowiedź dla kuchni albo baru.
Praska na Brzeskiej 23 to restauracja, która Was dobrze nakarmi, nie pozostawi głodnymi ze względu na hojne porcje, a jeszcze do tego nie opróżni za bardzo Waszego portfela (co w kwestii kuchni wegańskiej już dawno przestało być takie oczywiste). A myślę, że przekona do siebie niejednego mięsożercę i niejednego fana klasycznej kuchni polskiej. Ruszajcie na Pragę!
OCENA: 4.5 / 5
PRASKA. BRZESKA 23
Brzeska 23
Warszawa
Komentarze
Prześlij komentarz