OFF BRZESKA - Co zjeść na nowym markecie Stolicy?
Wiosna w kalendarzu, pierwsze promienie słońca i ciepłe dni oraz bliski termin otwarcia ogródków i wnętrz restauracji pobudziły Warszawiaków by wybrać się na jedzeniowe łowy. Już nie tylko na zlotach food trucków, ale i na nocnych marketach, które co roku goszczą mnóstwo ludzi w każdym wieku. Tym razem sezon marketowy został otwarty z podwójnym przytupem, gdyż premierę miało zupełnie nowe miejsce na gastro mapie Stolicy – OFF BRZESKA, która obudziła na nowo teren legendarnego Bazaru Różyckiego. Jak sprawdziło się nowe miejsce w weekend otwarcia i czy dobrze tam zjedliśmy? Sprawdźcie naszą relację!
Nazwa konceptu sugerować by mogła mocną inspirację Off Piotrkowską w Łodzi. Kto był w tym miejscu wie, że króluje tam industrialno-artystyczny klimat, a jedzenie jest tylko częścią pomysłu. Na Off Piotrkowskiej można poczuć się jak w modnej dzielnicy Berlina. Brzeska oferuje zdecydowanie inne doznania. Rozstawione na planie kwadratu stoiska przypominają bardziej Halę Gwardii lub wspomniany wcześniej Nocny Market. Do tego stoliki w formie beczek czy starych mebli przypominają raczej przaśny i stworzony na kolanie bazar niż nowoczesną gastro koncepcję. Ale jesteśmy wszak na Bazarze Różyckiego, więc ten image wpisuje się w klimat starej Pragi Północ jak znalazł. Na zdecydowany plus spory teren zielony z placem zabaw na uboczu. Kolejki podczas weekendu otwarcia były ogromne, ale w niedzielne popołudnie restauracje radziły sobie z zamówieniami i na żadne jedzenie nie czekałyśmy z przyjaciółką dłużej niż 15 minut. Przechodzimy więc do jedzenia! Po co warto sięgnąć na Off Brzeskiej? Przed Wami nasze rekomendacje stoisk, które znamy i lubimy od dawna, jak i nowości spróbowanych na samym markecie.
W niedzielę 9 maja po raz pierwszy miałam okazję spróbować kanapki od BBQ Bar. Wybrałam Kurę w Dymie (27 zł) z pieczywem tostowym, filetem z kurczaka, serem, bekonem, salsą warzywną i sosem hot mayo. Spodziewałam się, że kurczak będzie miał bardziej wędzony i dymny posmak, ale poza tym kanapka była naprawdę wyśmienita. Lekko chrupki tost, świetny dobór sosu i chrupiących świeżych warzyw, solidna porcja. Bardzo chętnie sięgnę po pozostałe pozycje z menu przy następnej wizycie.
Nie mogło zabraknąć również azjatyckich klimatów – tym razem w postaci nieznanego mi wcześniej stoiska Thai Grr. Dwóch Tajów na posterunku trochę mówiących po polsku tylko dodawało klimatu. Miałam ochotę na curry, ale wygoda jedzenia zadecydowała i postawiłam na Pad Thai z tofu (22 zł). Nie był to może najlepszy pad thai jaki w życiu jadłam, ale jego główną zaletą było nieprzeładowanie, a skupienie się na najważniejszych składnikach. Makaron nie płynął w za słodkim sosie (jak to często bywa) a był przyjemnie nim obklejony, tofu pozostało sprężyste, czuć było dużo dymki i kiełki. Może zabrakło mi trochę orzechów no i limonki zamiast cytryny, ale zjadłam to danie z przyjemnością.
Nie zawiodło jak zwykle Smoke BBQ. Ich Pulled Ribs (26 zł) czyli kanapka z szarpanymi żeberkami, piklami, cebulą czerwoną, sosem bbq, chipotle mayo i brioszką reprezentowała to, za co ich uwielbiamy od lat – mięciutkie, soczyste i aromatyczne mięso i idealnie dobrane dodatki. No i wnętrze, które nie ucieka z bułki podczas jedzenia. Smoke BBQ jak zwykle pokazali, że do przygotowania mięsa podchodzą z prawdziwym pietyzmem.
Bardzo ucieszyła mnie obecność FLAMM na Off Brzeskiej. Jadłam u nich zarówno w lokalu na Służewcu jak i na stoisku w Hali Gwardii i choć placek alzacki traktuję jako przystawkę to zawsze zjadam go z wielkim smakiem, a FLAMM zdecydowanie „umie” w te placki. Możecie śmiało zacząć od nich ucztę przybywając na market z przyjaciółmi czy rodziną.
Niezmiennie pozostajemy też fanami kuchni gruzińskiej. Kolejnym jej zacnym reprezentantem jest Madloba. Placki z serem czy mięsem jak chaczapuri czy kubdari to absolutne must eat tej kuchni. A, że Magloba umie mięso świetnie doprawić i wszystko przesmacznie upiec wniosek jest jeden – warto tam zjeść!
Naszymi od dawna lubianymi sąsiadami jest z kolei Tuk Tuk, który na Off Brzeskiej wystawił się z barwnym wozem. Tam wszystko robią smacznie – regularnie zamawiamy i curry i Pad See Ew i Drunken Noodles i Pad Thai. Nigdy się nie zawiedliśmy więc do limonkowego trucka udawajcie się w ciemno!
Z azjatyckich rejonów jest jeszcze wegański ramen Umamitu, który wciąż jest młodym lokalem otwartym pierwotnie na Saskiej Kępie. Zamawialiśmy tam i Curry Laksę i Tantanmen i obie pozycje są grzechu warte, z pysznym niemięsem. Zadowolą nawet wytrawnych mięsożerców i oczywiście świetnie rozgrzeją w chłodniejsze wieczory.
Z opcji wegańskich warto też zwrócić uwagę na Momencik Vegan Burritos&Tacos. Odkąd zjadłam ich wegańskie burrito już nigdy nie trafiłam na tak dobrą opcję tego dania w wersji bez mięsa. A moje pierwsze spotkanie z nimi było już dobrych parę lat temu. Dużo składników, bardzo dużo smaku. A na Off Brzeskiej w kwestii jedzenia meksykańskiego nie mają konkurencji!
Znanym i lubianym vege miejscem jest też sieć Tel Aviv Urban Food. Spotkałam się z opinią, że poziom smaku nie jest powtarzalny przy wszystkich lokalach, ale ja nigdy się nie nacięłam – zawsze jadłam tam smacznie, świeżo i…pikantnie. Czyli tak jak lubię. Polecam więc dalej!
Na Off Brzeskiej wystawił się też bardzo znany warszawskim kanapkożercom Roger That Foods. Do chłopaków też można walić jak w dym bo mają oryginalne pomysły, a przede wszystkim zawsze idealnie wysmażone mięso, co na stoiskach plenerowych nie jest wcale oczywistością. Pozostaję nieustająco fanką burgera z masłem orzechowym i ich pysznych maślanych bułek.
Innym bardzo znanym lokalem są też Pogromcy Meatów. Nie uraczymy Was zdjęciem ich kanapki bo za każdym razem rzucaliśmy się na pożarcie a potem przypominaliśmy sobie o zdjęciu. Mój mąż jest fanem ich kanapki z ozorkiem, ja wolę klasyczniejsze pozycje. Ale wysoka jakość, doskonałe pieczywo, super pomysły i dopracowanie każdego szczegółu to ich znak rozpoznawczy.
A na koniec danie najmniej oczywiste, najbardziej zaskakujące, które urzekło mojego męża przypominając mu smaki dzieciństwa. Mowa o Slovak Street Food by Rosto i ich kluseczkach ziemniaczanych z boczkiem, szczypiorkiem i śmietaną. Mąż jadł takie danie i u mamy i u babci i wprost zachwycał się prostotą tej chłopskiej kuchni. Słowackie rejony nie są w Polsce szczególnie popularne kulinarnie, ale warto się z nimi zapoznać. I zakochać od pierwszego zjedzenia!
Widzimy się cały sezon na OFF BRZESKIEJ! Wpadajcie!
Komentarze
Prześlij komentarz