KAPADOCJA - Kulinarna podróż w nieznane

Jak pewnie większość z Was, mało mam do czynienia na co dzień z kuchnią turecką - nie licząc kebaba czy falafela zjedzonego od czasu do czasu. Mam też wrażenie, że te dwa dania tak zdominowały wiedzę Polaków o tureckich przysmakach, że kuchnia ta nie ma możliwości przebić się w bardziej ogólne gusta. A to błąd – o czym mieliśmy okazję przekonać się niedawno podczas wizyty w restauracji Kapadocja, umiejscowionej w samym centrum Warszawy. Jakie tureckie dania podbiły nasze języki i jakie kulinarne eksperymenty śnią nam się do dziś po nocach – czytajcie w poniższej recenzji!

 

 

Kapadocja to restauracja całkiem pokaźnych rozmiarów, położona w idealnej lokalizacji – w samym sercu Stolicy, niedaleko stacji metra Centrum. Oprócz jedzenia dostaniecie tam duży wybór alkoholi i koktajli, jak również zapalicie charakterystyczną dla tych rejonów shishę w różnych smakach. Wystrój jest raczej nowoczesny, z industrialnymi dodatkami (te nogi od stołów!) i oczywiście akcentami kojarzącymi się z Kapadocją czyli zdjęciami balonów latających nad tą „księżycową krainą”. Choć przybywamy tu zaraz po Świętach Bożego Narodzenia i brakuje pewnych pozycji z menu, to jesteśmy bardzo dobrze obsłużeni, a kelnerka dobrze zna kartę i umie polecić to co najlepsze. W menu widnieją zarówno tureckie mięsiwa z grilla jak i klasyczne krewetki czy łosoś, a także specjały z innych części Azji Mniejszej jak np. gruzińskie Chaczapuri.

 





Na początek na naszym stole ląduje „gościniec” w postaci herbaty po turecku czyli çay. To mocna czarna herbata parzona na zasadzie mieszania wody z esencją. To miły i rozgrzewający gest, szczególnie że za oknami hula zima i nie jest zbyt przyjemnie.

 


Posiłek zaczynamy Mixem Meze (20 zł) w skład którego wchodzi humus, ezme (pikantna pasta z drobno posiekanych pomidorów, cebuli, ogórka i natki pietruszki), cacik (jogurt z posiekanym ogórkiem, czosnkiem, miętą i oliwą z oliwek), yogurtlu patlican (pasta z grillowanych bakłażanów z jogurtem, czosnkiem i tureckimi przyprawami) oraz pasta z grillowanych warzyw. Do tego dołączony jest Lavaş albo raczej…pszenna tortilla. Trochę nas ona rozczarowuje (smakuje jak ta, którą kupujemy do domu w markecie), ale sam miks past i hummusów jest świetny, pełen różnorodnych smaków, a porcja (szczególnie jak na tą cenę) naprawdę solidna. Świetny pomysł na początek wspólnego posiłku.

 



Mój mąż zamawia z ciekawości Humus z pastrami (27 zł) podany z klarowanym masłem, papryką i chlebkiem Lavaş. Ta przystawka okazuje się naszym wielkim odkryciem! Nigdy bym nie wpadła na to, żeby połączyć humus z mięsem – może dlatego, że ten specjał kojarzy się głównie z wegetariańską i wegańską kuchnią. Ale intensywne wołowe pastrami idealnie dopełnia się z masełkiem i humusem. Bomba to kaloryczna, oj tak. Ale smaku umami znajdziecie w niej po sufit. Polecamy ogromnie!

 



Z działu „Specjały Kapadocji” zamawiamy krewetki w emulsji (45 zł) podane na warzywach sezonowych z bagietką. Niby nic specjalnego, ale okazuje się, że emulsja otulająca zrobione w punkt krewetki tygrysie jest obłędnie pyszna! Wylizujemy ją bagietką do ostatniej kropelki martwiąc się jak jeszcze znajdziemy w brzuchach miejsca na dania główne. Dziwi obecność szparagów (na które sezon już dawno za nami), ale są jędrne i smaczne i bardzo pasują do całości.

 



Mocno już najedzeni sięgamy po mięsne dania główne. Małżonek wybiera Kuzu Sis (45 zł) czyli szaszłyk z grillowanych kawałków baraniny doprawionych tureckimi przyprawami, podany z kaszą bulgur (lub ryżem tureckim do wyboru), surówką i chlebkiem Lavaş. Chlebek znowu jawi się nam jako kupna tortilla (zdradza ją nawet ten okrągły kształt), ale to absolutnie jedyna rzecz, do której możemy się przyczepić. Mięso jest aromatyczne, nie pachnie brzydko (co się baraninie, szczególnie starszawej, często zdarza), jest w sam raz miękkie i sprężyste i bardzo dobrze doprawione. Kasza bulgur skąpana w pomidorach ma ciekawy smak i przede wszystkim nie jest sucha. Sałatka to już klasyk, ale polana apetycznym winegretem. Do tego jeszcze intensywna pasta z grillowanych warzyw. Porcja jest solidna i ledwo dajemy jej radę.

 



Drugie danie mięsne jeść dość podobne do pierwszego – dodatki te same i wrażenia w zasadzie te same. Kofte (35 zł) czyli kotleciki z mielonego mięsa wołowo-jagnięcego są delikatne, ale pełne smaku i przypraw, miękkie i soczyste. Oba dania wypełniają nasze brzuchy i przynoszą sytość i zadowolenie.

 



A warto wspomnieć jeszcze o domowej herbacie mrożonej (15 zł) – zaskakująco intensywnej, owocowej, nie rozwodnionej i pięknie przystrojonej. Niczym bezalkoholowy drink. To wisienka na torcie naszego posiłku.

 


Po jakże udanej wizycie w Kapadocji musimy chyba sobie obiecać, że bardziej zagłębimy się w meandry tureckiej kuchni. A jeśli Wy jeszcze tego nie zrobiliście, to Kapadocja jest świetnym miejscem, by zacząć swoją kulinarną turecką przygodę!

 


  

OCENA:  4.5 / 5


KAPADOCJA
Marszałkowska 84/92
Warszawa

Komentarze

Popular Posts