BAR NA MIODOWEJ - Burgerowy miód na serce
Hasło „bar” jakoś nieszczególnie zachęca mnie do kulinarnych odwiedzin.
Kojarzy mi się z jedzeniem tanim, słabej jakości, z nastawieniem na klienta
zamawiającego głównie piwo, z brudnym zajazdem na trasie Warszawa – wakacyjny
punkt docelowy. Ale mamy takie czasy, że należy być otwartym i stereotypy
obalać. Bar na Miodowej przyciągnął moją uwagę niedługo po otwarciu zdjęciami
na Facebooku przedstawiającymi duet idealny – mega apetycznego burgera w
towarzystwie kraftowych piw. Tym bardziej ucieszyło mnie zaproszenie ze strony
lokalu na degustację nie tylko ich dań, ale i nalewek. W dzień nieco barowej
jak na lato pogody, odwiedziliśmy więc Bar na Miodowej.
Z zewnątrz do knajpy przyciąga kolorowa elewacja, nieco mniej
umiejscowienie od parkingu, które pozwala to miejsce przeoczyć. Mimo dużego
napisu kojarzącego się z lokalami na Starówce, czekam na powieszenie logo
knajpy widocznego choćby na fanpage’u, gdyż nie ukrywam bardzo mi się podoba i
dodałoby sporo nowoczesności przy pierwszym odbiorze tego miejsca. Wewnątrz
lokal jest niewielki, bar przypomina czasy typowych dawnych knajp „warsiawskich”,
ale na piętrze dostępna jest jeszcze salka z wygodnymi kanapami i telewizorem –
idealna do biesiady przy napitku i meczu. Zza lady zachęcają nie tylko domowe
nalewki, ale również bogaty wybór piw kraftowych, o które na Starówce wbrew
pozorom ciężko.
Nastawiając się wpierw na jedzenie barowe – a więc stanowiące idealny
podkład pod alkohol – zamawiamy tatar z ligawy wołowej z przepiórczym
żółtkiem, ogórkiem kiszonym, cebulką i pieczywem (13,99 zł). Porcja tatara
okazuje się naprawdę solidna jak na tę cenę. Jest on grubo siekany, tak jak
preferuję, mięso w środku jest intensywnie czerwone i świeże. Nie trzeba go
doprawiać, gdyż jest w sam raz słony i pieprzny. Do perfekcji brakuje co
najwyżej grzybków w occie.
W karcie niezwykle kuszą domowe kartacze z okrasą od Pani Hani z „Różyca”
(16,99 zł za 2 sztuki). Że najlepsze pyzy i kluski były kiedyś na Bazarze
Różyckiego, powinien wiedzieć każdy Warszawiak. Że można je wciąż dostać na
tyłach bazarku – możecie przeczytać w naszej recenzji z lokalu Pyzy, Flaki
Gorące (kliknijcie TUTAJ). A teraz dowiecie się, że w Barze na Miodowej można
zjeść prawdziwe praskie kartacze o naprawdę mega domowym smaku. Ciasto jest jak
trzeba (rozpływa się w ustach), farsz jest wyśmienity, tylko Pani Hania mogłaby
włożyć go do kartaczy nieco więcej – wszak po co sobie ograniczać przyjemności 😉 Skwareczki są doskonałe! Warto tę pozycję
zamówić, szczególnie za tak atrakcyjną cenę (a pamiętajmy, że jesteśmy na
Starym Mieście).
Prawdziwy Warsiawiak nie odmówi sobie przed nalewkami również flaczków
z pieczywem (14,99 zł). Flaczki są tu z tych klarownych, gdzie smak biorą
głównie z mięsa, a nie z samego wywaru. Są za to porządnie doprawione, a zapach
(a nie smród) flaka świadczy o ich świeżości.
W tym momencie muszę niestety wspomnieć o jednym punkcie, który stanowił
jedyne słabe ogniwo całego naszego posiłku – obsłudze, która mimo bycia
ogromnie sympatyczną, uśmiechnięta i świetnie poinformowaną o menu oraz
alkoholach, ewidentnie nie wyrabiała się z logistyką w sobotniej porze
obiadowej, mimo zajętych jedynie dwóch stolików. Na tatara czekaliśmy prawie
pół godziny, potem przyniesiono kartacze i burgery zamiast flaczków. Po
przypomnieniu o flaczkach wylądowały na stole razem z burgerami, co zmusiło do
jedzenia jednego z tych posiłków już zimnego. W takiej sytuacji lepiej było z
zupą zaczekać na koniec. Zapomniano również o sztućcach do burgerów, o które
poprosiłam na początku posiłku. Jakiś czas później okazało się, że kucharz
rozciął sobie porządnie palec i musiał jechać do szpitala, więc na kuchni w
którymś momencie zabrakło rąk (albo raczej palców). To rzeczywiście wyjątkowa
sytuacja i widać pechowo trafiliśmy, ale uczciwie o niej piszemy.
Przechodzimy do najjaśniejszego punktu naszej wizyty – burgerów. Część z
Was miała okazję już je jeść nawet o tym nie wiedząc – właściciel Baru na
Miodowej i jego zespół odpowiadają bowiem za food truck Burger Station, który
pozytywnie zrecenzowaliśmy już dawno temu (recenzja TUTAJ) i w którym jedliśmy
nie raz. Żeby mieć dokładne porównanie czy poziom z food trucka został
utrzymany zamawiam Burgera Bluecheese (26,99 zł) z 200g wołowiny Black
Angus, bekonem, serem pleśniowym, rukolą, pomidorem, czerwoną cebulą i ostrym
sosem, który zamieniam na słodkawy sos BBQ. Bardzo zresztą lokal
zachęcam do takiej zamiany na stałe, bo słony bekon i bardzo słony ser
pleśniowy typu Lazur idealnie równoważą się ze słodkawym sosem BBQ. Kanapka jest
na szóstkę z plusem! Kawał soczystego mięsa, świetne dodatki, które
reprezentowały całą gamę smaczków, idealny sos. Do tego bułka, która jest
wypiekana z przepisu tutejszych kucharzy w zaprzyjaźnionej piekarni. Dawno nie
jadłam tak dobrego burgera i powiem Wam jedno – na terenie Starego Miasta
lepszych burgerów nie znajdziecie, więc warto tu wpaść chociażby z tego powodu.
A dla mieszkających nieopodal leniwców dobra wiadomość – kanapki możecie
zamówić również przez popularny portal do zamawiania jedzenia pod hasłem
„Burger Station Miodowa”.
Z drugą kanapką postanawiamy zaszaleć i sięgamy po Burger Miesiąca czyli
Burger Kurkowy (27,99 zł) z 170g wołowiny Black Angus, serem cheddar, bekonem,
kurkami duszonymi na maśle z dymką, sałatą, piklami, cebulą, pomidorem i sosem
śmietanowym. Gdy burger ląduje na stole to wiemy już jedno – tak wygląda
osławiony „pornfood”. Roztopiony ser i kurki wprawiają od razu ślinianki w
ruch. A potem jest już tylko lepiej, bo wszystko smakuje obłędnie i okazuje
się, że kurki są idealną propozycją do takiej kanapki. Brawa za oryginalny
pomysł i odwagę! Śledźcie koniecznie na FB lokalu jakie smaki chłopaki wymyślą
w przyszłym miesiącu.
Po deser sięgamy już w formie…płynnej. Zasiadając za barem w
towarzystwie przemiłego barmana i domowych nalewek. Próbujemy zarówno
klasycznej cytrynówki (5,99 zł), która pachnie jak najlepsze włoskie
Limoncello, jak i bardzo ciekawej porterówki (9,99 zł) na piwie porter –
zdradzieckiej, bo pije się ją niczym piwo. Nie brakuje również słodszych
„damskich” smaczków – gęstej i idealnie owocowej nalewki mango (9,99 zł),
kremowej (ale nie za słodkiej) Krówki (7,99 zł) oraz mojego numeru 1 – Bombonierki,
która ma w sobie nuty kawy, czekolady i leśnych owoców, a zwieńczona jest
alkoholową wisienką. Dla prawdziwych twardzieli kochających wyzwania Bar na
Miodowej ma coś jeszcze – nalewkę Płonące Siodło (9,99 zł) ze sporą
zawartością kapsaicyny. Pali w język i rozgrzewa wnętrzności – lepiej na nią
uważać!
W zakresie obsługi Bar na Miodowej musi się jeszcze trochę podciągnąć,
ale jedzenie jest tu naprawdę smaczne, a burgery wręcz mistrzowskie i w obrębie
Starego Miasta absolutnie bezkonkurencyjne. Nie dajcie się więc zwieść
niepozornemu wyglądowi tego miejsca i wpadajcie śmiało!
Składowe oceny: za burgery mocne 5/5, za resztę potraw 4.5/5, ale za obsługę uczciwie trochę odejmujemy (wierząc w pokorną poprawę 😉)
OCENA KOŃCOWA: 4 / 5
BAR NA MIODOWEJ
Miodowa 2
Warszawa
Składowe oceny: za burgery mocne 5/5, za resztę potraw 4.5/5, ale za obsługę uczciwie trochę odejmujemy (wierząc w pokorną poprawę 😉)
OCENA KOŃCOWA: 4 / 5
BAR NA MIODOWEJ
Miodowa 2
Warszawa
Komentarze
Prześlij komentarz